Oddział zagranicznych ochotników wpadł w pułapkę zastawioną przez Rosjan. 15 żołnierzy z Wielkiej Brytanii i USA i dwóch ukraińskich tłumaczy szło przez las na północ od Charkowa, kiedy obok jednego z nich wybuchła zdalnie odpalana mina. Wybuch oderwał kawałek łydki 42-letniego Deana Arthura.
Koledzy odciągnęli rannego i udzielili mu pierwszej pomocy z kulami wroga świszczącymi im nad głowami. Wszystko zostało nagrane przez kamerę umieszczoną na hełmie jednego z żołnierzy, najpewniej Bena Granta. 30-latek jest dowódcą oddziału zagranicznych ochotników.
Żołnierze rozcięli nogawkę rannego, żeby ocenić stan jego nogi. Kiedy 22-letni Edwin Saez zakładał mu opaskę uciskową, inni przygotowywali opatrunek lub odpowiadali ogniem na atak Rosjan. Niedługo później musieli uciekać, przez prawie godzinę na zmianę prowadzili lub nieśli słaniającego się z bólu Arthura.
Ok, bracie? W porządku, Deano. Dobra robota...dobra robota... Musimy iść, dalej, nie możemy cię zostawić. Weź jego hełm – pomóżcie! Hełm! Hełm! Hełm! Musisz się postarać i iść albo tu zginiemy, stary – motywował kolegę 30-letni dowódca.
Grant wspomina, że najbardziej przerażające było to, że nie mógł jednocześnie trzymać w ręku broni oraz podtrzymywać kolegę, przez co czuł się praktycznie bezbronny w obliczu rosyjskiego ataku. Sam ranny niewiele pamięta z tego incydentu. Często tracił przytomność, reszta oddziału ciągnęła go, krzycząc, że muszą iść, bo inaczej zginą – relacjonuje "The Telegraph", którego redakcja otrzymała nagranie.
Pamiętam, jak na ostatnim kilometrze położyli mnie na noszach. Wyciągnęli mnie, stary, wyciągnęli mnie. Tego typu rzeczy, ten rodzaj koleżeństwa powstaje tylko w takich sytuacjach. Gdyby moneta została rzucona i trafiłoby na kogo innego, ja bym go wyciągnął. Pod koniec dnia byłem prawdziwym szczęściarzem. Tak wielu facetów nie wróciło tego dnia – wspomina ranny Dean Arthur.
Czytaj też: "Mam dość". Rosjanin powiedział matce prawdę
Anglik trafił do kijowskiego szpitala, gdzie lekarze uratowali jego nogę. Zapewnia, że rana "świetnie się goi" i martwi się jedynie, że nie ma go z resztą oddziału. Liczy na to, że szybko wyzdrowieje i będzie mógł wrócić na front. Nie kryje też podziwu wobec ukraińskich obrońców. – To jedno mnie zszokowało. Ci goście wchodzą jako słabsi i wygrywają. Robią to codziennie, bez wytchnienia. I nie tylko ludzie na pierwszej linii, tylko wszyscy – podkreślał żołnierz.
Brytyjscy ochotnicy mogą zostać uznani po powrocie do domu za dezerterów i osądzeni. Brytyjski rząd zabronił im dołączać do ukraińskiej armii. Co ciekawe, wspomniany dowódca oddziału ochotników jest synem członkini rządu. Helen Grant dowiedziała się o wyjeździe syna z mediów, kiedy był już we Lwowie. Były członek Royal Marines oraz weteran z Afganistanu podkreślał, że wyjechał na wojnę, nie informując swojej matki.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.