Wielu Rosjan nie zgadza się z bestialskim atakiem wojsk Putina na Ukrainę. Niestety pokojowe manifestowanie swojej niechęci wobec decyzji władz może zakończyć się dla protestujących więzieniem lub nawet śmiercią. W pierwszych dniach konfliktu w wielu rosyjskich miastach odbyły się manifestacje, jednak bardzo surowe kary dla uczestników skutecznie je stłumiły.
Czytaj także: Bombowce nad Tajwanem. Nowa wojna wisi na włosku
Pomimo ogromnych represji niektórzy podejmują ryzyko i okazują swoją niechęć wobec działań Władimira Putina. Od początku inwazji w mediach regularnie pojawiają się informacje dot. podpaleń, bądź prób podpalenia rozmaitych obiektów w Rosji. Zazwyczaj celem podpalaczy są budynki, w których swoje siedziby mają rosyjskie służby. W marcu doszło nawet do symbolicznego ataku, w którym mężczyzna rzucił koktajlem Mołotowa w mury Kremla.
Pomimo upływu czasu liczba ataków nie maleje. 30 czerwca doszło do kolejnej próby podpalenia. Tym razem napastnik obrał sobie za cel punkt kontrolny Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej w Niżnym Nowogrodzie. Atakujący rzucił szklanką butelką z substancją samozapalającą i trafił w wyznaczony cel. Pomimo trafienia w cel, nie udało mu się spowodować pożaru jednostki.
Napastnika nie złapano
Niedoszły podpalacz wykonał chociaż część swojego planu. Zdołał uciec goniącym go służbom i nadal pozostaje anonimowy. Rosyjskie władze nie zamierzają jednak puszczać płazem tego typu działań, dlatego poinformowano, że cały czas trwają intensywne poszukiwania napastnika. Podpalenia to jednak nie tylko domena przeciwników inwazji. Kilka tygodni wcześniej nieznani sprawcy podpalili samochód aktywistki Natalii Abijewej, która zbierała pomoc humanitarną dla rosyjskiego wojska.
Czytaj także: Niepokojące informacje z Białorusi. Może nastąpić atak
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.