To konkretne drzewo to tylko symbol o wiele większej sprawy, o którą walczymy. Chcemy zielonego, czystego miasta i czystej Kenii - mówi w rozmowie z agencją Reutera Elizabeth Wathuti, która jest przedstawicielką jednej z wielu organizacji ekologicznych, walczących w Kenii m.in. o takie sprawy, jak ta związana ze świętym drzewem figowym.
Zanim prezydent Kenii Uhuru Kenyatta zdecydował się wydać dekret, w kraju wielokrotnie spotykano sprzeciwy, bowiem ludność nie chciała ścinania drzewa. Organizacje ekologiczne, a także obywatele, którzy je popierają, domagali się wzięcia pod ochronę 100-letniego drzewa figowego. Drzewo czekał bowiem smutny los.
Przeczytaj także: Tajemnicza śmierć instagramerki. Nagie ciało znaleziono przy drodze
Chińska firma, która wygrała przetarg w Kenii na budowę autostrady, miała budować ją w miejscu, gdzie stało wielkości około 15 metrów 100-letnie drzewo figowe. Na szczęście dla wielu prezydent wydał specjalny dekret, z powodu uchwalenia którego teraz chińska firma musi zmienić przebieg autostrady. Tymczasem chińscy robotnicy już szykowali piły.
Skąd jednak wzięła się sama decyzja i czy umotywowana była tylko m.in. głosem organizacji ekologicznych? Eksperci podejrzewają, że decyzja to także odpowiedź na głos Kikuyu, czyli najliczniejszej grupy etnicznej w Kenii. Drzewo bowiem jest dla Kikuyu święte, dlatego jego ścięcie oznaczałoby dla ludności wielką tragedię.