Tegoroczne przyjęcia komunijne różnią się od tych wyprawianych przed laty. Rodzice coraz częściej decydują się na zorganizowanie kameralnego spotkania w gronie najbliższych, zamiast "małego wesela". Rezygnują z wielu atrakcji ze względu na wysokie ceny.
Czytaj także: Nauczyciel nakryty. Skandal w szkole podstawowej
Nazywam je przyjęciami inflacyjnymi. Są dużo mniej wystawne niż komunie zeszłoroczne czy przedpandemiczne - mówi pan Michał, menedżer restauracji pod Gdynią w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Menadżer lokalu dodaje, że rodzice ze względu na inflację wybierają tańsze menu. Często też rezygnują też z dekoracji sali czy krzeseł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeszcze w zeszłym roku klienci pytali o zgodę na przejażdżki karetą, która woziłaby gości po okolicy. Salę restauracyjną na przyjęcie komunijne stroiły dekoratorki specjalizujące się w oprawach wesel. Przygotowywały dekoracje z żywych kwiatów i przybrania krzeseł. Na bogato, jak na wesele - mówi pan Michał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą"
Zarządzający restauracją zauważa, że rodzice dysponują mniejszym budżetem. - Tymczasem ceny w naszej restauracji wzrosły średnio o 15 procent. To mniej niż inflacja. By zatrzymać klienta, obniżyliśmy naszą marżę - tłumaczy rozmówca "GW".
Menadżer lokalu zauważył, że jeszcze w ubiegłym roku rodzice wybierali menu za 250 zł za osobę, obecnie chcą przeznaczyć na obiad ok. 110 zł. Coraz rzadziej decydują się na podawanie na komunii alkoholu.
- Jeszcze rok temu średnie przyjęcie liczyło 30 osób, w tym roku o jedną trzecią mniej. Komunie stały się bardziej kameralne i rodzinne. Powiem szczerze, że to mi się podoba. Jest mniej popisywania się i gwiazdorzenia, więc stres też jest mniejszy. Teraz zapraszana jest najbliższa rodzina, obiad odbywa się we własnym gronie. Nie ma już "zastaw się, a postaw się" - mówi pan Michał.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.