Środowa parada wojskowa w Pjongjangu, zorganizowana z okazji 75. rocznicy utworzenia północnokoreańskiej armii, była ewidentnym sygnałem od Kima dla reszty świata. Przywódca Korei Północnej po raz kolejny potrząsnął szablą i pokazał to, co budzi zaniepokojenie przywódców świata zachodniego, szczególnie USA - pociski rakietowe.
Zgromadzeni na paradzie widzowie zobaczyli potężne rakiety na wielokołowych transporterach. To prawdopodobnie międzykontynentalne pociski, które mogą być uzbrojone w głowice atomowe. Korea Północna pod koniec ubiegłego roku prowadziła testy pocisków. Część spadła na wodach terytorialnych Japonii.
Od dłuższego czasu Kim próbuje udowodnić światu, że nie tylko posiada broń atomową i środki jej przenoszenia, ale nie zamierza z niej rezygnować. Analitycy zaś obawiają się, że Kim chce opracować technologię pocisków zasilanych paliwem stałym. To byłoby duże wyzwanie dla Zachodu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pociski, poligon, magazyn
Ponure przypuszczenia snuje m.in. Ankit Panda, analityk polityki atomowej z think tanku Carnegie Endowment for International Peace. Cytowany przez serwis BBC analityk prognozuje, że stworzenie rakiet na paliwo stałe będzie jednym z celów, które Kim stawia przed całym koreańskim programem atomowym.
Pociski takie - na paliwo stałe - są bardziej niebezpieczne. Można je szybciej odpalić, ponieważ nie trzeba ich tankować przed startem. Szybsze odpalenie zaś przekłada się na mniejszy czas możliwej reakcji. To również mniejsze zagrożenie obsługi transportera i wyrzutni, gdyż ciekłe paliwo rakietowe jest niezwykle toksyczne i wybuchowe. A przez to o wiele bardziej niebezpieczne.
Ale to nie koniec niepokojących sygnałów z Półwyspu Koreańskiego. Dr Nicolas Levi z Instytutu Kultur Śródziemnomorskich i Orientalnych Polskiej Akademii Nauk i autor ośmiu książek o Korei wskazuje, że jest coś, co powinno budzić większy niepokój niż parada i pokaz międzykontynentalnych rakiet.
Na poligonie atomowym w Punggye-ri uruchomiono ponownie miejsce składowania odpadów atomowych. A odpady atomowe powstają wtedy, kiedy coś się przygotowuje. Oceniam, że Korea planuje po cichu jakąś demonstrację, jakiś pokaz siły. Coś się w tym roku wydarzy, myślę, że Korea przeprowadzi próbę jądrową. Może z okazji jakiejś rocznicy państwowej, we wrześniu, w październiku, może przy okazji jakichś wspólnych ćwiczeń USA i Korei Południowej - mówi Levi w rozmowie z o2.pl.
Jak ocenia Levi, środowa parada i demonstracja służą Kimowi do zwiększania napięcia międzynarodowego. To i tak jest wysokie ze względu na wojnę w Europie, a dochodzi jeszcze problem Korei na drugim końcu świata. Przykuwa to uwagę, szczególnie USA, które - zaangażowane w Ukrainie - muszą także pilnie przyglądać się poczynaniom koreańskiego dyktatora.
Nie bez powodu Kim pokazał wczoraj pociski i transportery. To zwrócenie uwagi, ale też podnoszenie poziomu napięcia. A nie można zapominać, że pod koniec ubiegłego roku Korea przeprowadziła testy pocisków, z których kilka spadło na wody terytorialne Japonii. To wszystko jest ze sobą powiązane. Zatem mamy już dwie kwestie, a dochodzi do tego jeszcze wspomniana sprawa poligonu i ośrodka w Punggye. No i w końcu tego rodzaju pokazy to także okno wystawowe dla potencjalnych nabywców tego uzbrojenia. Korea ma środki przenoszenia, pracuje nad głowicami, a nabywcy mogą się znaleźć - przekonuje Levi.
A przecież nie dalej, jak w ostatnich dniach grudnia Kim zagrał na nosie innym krajom. Należące do armii Korei Północnej drony wleciały w przestrzeń powietrzną swojego południowego sąsiada i latały nad południowokoreańskimi miastami. Wojsko później przepraszało obywateli kraju, że nie zareagowało we właściwy sposób i nie było w stanie zestrzelić bezpilotowców.
Rakiety i córka
Ubrany w płaszcz i kapelusz Kim Dzong Un obserwował środową paradę z wyraźnym zadowoleniem. Uwagę analityków przykuł też fakt, że po raz kolejny pokazał on światu córkę. Mająca, jak się spekuluje, około 10 lat Kim Ju-ae towarzyszyła ojcu w środowych uroczystościach.
Dr Levi twierdzi, że to zagranie obliczone na ocieplenie wizerunku koreańskiego dyktatora. Może w Afryce, może Ameryce Południowe czy na Bliskim Wschodzie lub w Azji Centralnej. Tam, gdzie - jak przekonuje - jest mniejsza świadomość zagrożenia, jakie płynie ze strony Korei Północnej.
Tak samo było zresztą z samym Kimem – początkowo było bardzo niewiele jego publicznych zdjęć i filmów z nim. Kiedy został oficjalnie wskazany jako następca ojca, ich liczba zaczęła rosnąć. Nie twierdzę, że to na pewno wskazanie jego córki jako sukcesorki, ale nie sądzę też, by to był przypadek - kończy Levi.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.