Do zdarzeń miało dojść w lutym bieżącego roku, ale dopiero teraz wieść o tym obiegła świat. W rocznicę urodzin Kim Dzong Ila, czyli ojca Kim Dzong Una, Koreańczycy obchodzili Dzień Świecącej Gwiazdy. Reżim wpaja ludziom, że w chwili narodzin dyktatora 16 lutego 1941 roku "na niebie pojawiła się tęcza, zakwitły kwiaty, a ptaki zaczęły mówić ludzkim głosem".
Rozstrzelany za krytykę
Na hucznych obchodach pojawił się także Kim Dzong Un ze swoją żoną. Oboje obejrzeli kilka przedstawień przygotowanych na cześć Kim Dzong Ila. Jedno z nich nosiło tytuł "Magia cienia". Aktorzy wykonywali magiczne sztuczki za ekranami tak, że widzowie mogli oglądać tylko ich cienie. Kim Dzong Un pochwalił przedstawienie, ale dyrygent chóru powiedział komuś z otoczenia, że nie sądzi, aby było aż tak dobre.
Jeszcze tej samej nocy dyrygent został aresztowany. Dochodzenie zakończono bardzo szybko, a termin egzekucji wyznaczono już na 20 lutego. Kim Dzong Un nakazał stawić się tam wszystkim artystom z Pjongjangu.
Dyrygent został postrzelony 90 razy, a pozostali członkowie chóru musieli na to patrzeć. Później nakazano im przejść obok zwłok. Nie wiadomo, czy dyrygent był jedną osobą, która otrzymała karę za swój komentarz. Bardzo często karom podlegają także członkowie rodzin.
Dyrygent chóru zginął strasznie na oczach swoich ludzi. W odległość 10 m. Mówi się, że ciało, które zostało trafione 90 kulami, stało się tak opuchnięte, że nie można go było podnieść - pisze południowokoreański reporter Joo Seong-ha dla gazety "Dong-A Ilbo".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.