Pod koniec września żołnierze Korei Północnej zabili południowokoreańskiego 47-letniego urzędnika, w czasie patrolu w pobliżu morskiej granicy między oboma państwami. Urzędnik, który miał łowić ryby został zastrzelony, a jego ciało polano olejem i spalono, w ramach środków zapobiegawczych przeciwko pandemii COVID-19.
Po incydencie Korea Północna informowała, że podpalono łódź rybaka a nie jego ciało, co jeszcze bardziej oburzyło opinię publiczną i władze Korei Południowej, dlatego Seul wezwał do przeprowadzenia wspólnego śledztwa.
Oficjalna agencja informacyjna KCNA z Północy oskarżyła władzę Korei Południowej o podsycanie kontrowersji w tej sprawie, jednocześnie obwiniając Seul za to, że nie powstrzymał urzędnika przed przekroczeniem granicy morskiej z Koreą Północną.
Nasz żołnierz nie mógł nie podjąć środków samoobrony, gdy ocenił, że obywatel Korei Południowej dokonał nielegalnego wtargnięcia na nasze wody - przekazała Koreańska Centralna Agencja Prasowa.
Agencja dodała, że incydent był "wynikiem niewłaściwej kontroli obywatela południowokoreańskiego w newralgicznym miejscu i czasie, podczas gdy istnieje napięcie i niebezpieczeństwo z powodu panującej epidemii koronawirusa, który ogarnia całą Koreę Południową".
Dlatego wina za incydent spoczywa najpierw na stronie południowej - oświadczyła agencja KCNA.
Tymczasem kilka dni po incydencie przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un w wysłanym liście do Seulu wyraził żal i ubolewanie z powodu zastrzelenia urzędnika z Korei Południowej przez północnokoreańskich żołnierzy.
Czytaj także: Zamach w Nicei. Wiadomo, kto stał za atakiem
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.