Płk Płatek napisał o tym na Twitterze. To kolejny rodzaj sprzętu wojskowego (SpW) rodem z Korei, który może zasilić nasze siły zbrojne. Dotąd pojawiały się informacje, że owocem wizyty ministra Mariusza Błaszczaka mogą być nowe czołgi i bojowe wozy piechoty.
W przypadku czołgów chodzi o K2 Black Panther. To rozwiązanie mające rację bytu, zwłaszcza jeśli pojawiłaby się możliwość dużej "polonizacji" zamówionych maszyn, a co za tym idzie - ich eksportu do kolejnych krajów. Nieco inaczej wygląda sprawa z bojowym wozem piechoty. Mamy bowiem własny, nowoczesny bwp Borsuk.
Teraz zaś pojawia się doniesienie o możliwym zakupie kolejnej platformy powietrznej. I to w sytuacji, gdy z jednej strony mamy już samoloty szkolno-bojowe (M-346 Master) i realnie użytkujemy samoloty F-16. Prócz tego zaś wciąż posiadamy poradzieckie MiG-i 29 i Su-22. Oba typy nie mają jednak dużych zdolności bojowych. MON zamówiło też nowoczesne myśliwce V generacji czyli F-35. Po co nam zatem kolejny typ samolotu?
Ten pomysł może byłby i sensowny – z jednym zastrzeżeniem: gdybyśmy nie zamówili kolejnych maszyn M-346 Master, które już są dostarczane do Sił Zbrojnych - mówi w rozmowie z o2.pl gen. Mirosław Różański, obecnie doradca Szymona Hołowni.
W październiku 2020 r. MON zdecydował, że zamówi osiem kolejnych Masterów. W siłach zbrojnych RP ma być łącznie 16 maszyn tego typu. Szkolenia na tym typie maszyn chciała nawet wykonywać jedna z prywatnych firm, która w lutym szukała pilota Mastera. Samoloty te w Wojsku Polskim noszą kryptonim "Bielik".
Czytaj też: Wojskowy pilot poszukiwany w... urzędzie pracy
Zastąpić MiG-i Su?
Może więc chodzi o zastąpienie wspomnianych już Su-22 i MiG-29? Jak mówi o2.pl dziennikarz "Nowej Techniki Wojskowej" Dawid Kamizela, byłby to pewien wzrost zdolności Sił Powietrznych. Ale istotna jest, jak mówi, relacja koszt-efekt. A przy posiadaniu i użytkowaniu F-16 oraz będąc na początku pozyskania samolotu F-35, kupowanie nowej platformy może być pozbawione sensu.
Nie dość, że poniesiemy duże koszty zakupu F-35, to potem będziemy ponosili kolejne: użytkowania równolegle trzech różnych samolotów - mówi Kamizela.
I wylicza składowe wzrostu kosztów: budowę infrastruktury, hangarów, szkoleń pilotów, techniki i obsługi oraz zakupy części zamiennych i uzbrojenia do samolotów. Nie imponują także, jak mówi, możliwości bojowe FA-50: dwukrotnie mniejszy udźwig, niż w przypadku F-16 i F-35 czy mniejsza skuteczność uzbrojenia, wynikająca z mniejszej prędkości maszyny.
O ile, jak dodaje, M-346 jest pomyślany przede wszystkim jako samolot szkolny, o tyle FA-50 ma pewną rację bytu jako maszyna bojowa. Z jednym zastrzeżeniem: jeśli ma się takiego przeciwnika, jakiego ma Korea Południowa. W wypadku tego kraju, głównym agresorem może być jej sąsiad z północy, użytkujący przestarzałe maszyny z lat 50. i 60 ubiegłego wieku: MiG-19, MiG-21. W takim przypadku przewaga generacji w zakresie wyposażenie elektronicznego i uzbrojenia rekompensuje wady FA-50: mniejszy pułap czy prędkość. Inaczej będzie w sytuacji potencjalnej walki z przeciwnikiem wyposażonym w nowsze i lepiej uzbrojone maszyny.
To odpuszczenie sobie jakości i pójście w ilość. Kamizela nazywa nowe zakupy "zapchajdziurami", służącymi wypełnieniu ilości etatów i eskadr. Niepełnowartościowe jako maszyny bojowe FA-50 będą musiały być dodatkowo osłaniane przez F-35 czy F-16.
Zakupy z "Mam Talent"
Także były inspektor Sił Powietrznych, gen. bryg. pilot Tomasz Drewniak krytykuje pomysł kolejnych statków powietrznych. W ocenie pilota nikt nie bierze pod uwagę tego jak będziemy eksploatować dany sprzęt, tylko jak trzeba go kupić. Cały model zakupów MON określa "logistycznym koszmarem".
Każdy kraj, kupujący technikę wojskową – drogą, dodajmy – dokonuje analiz, trwających kilkanaście miesięcy a czasem nawet lat. U nas zakupów dokonuje się na zasadzie "Mam talent" – ktoś prezentuje możliwości, a minister wybiera i kupuje. Dobrze, że armia jest modernizowana od strony sprzętowej, ale niech zaczną obowiązywać jakieś zasady tej modernizacji. Czy istnieją plany operacyjne albo jakakolwiek inna dokumentacja, dowodząca, że ten typ statku powietrznego jest nam obecnie potrzebny? - pyta w rozmowie z o2.pl gen. Drewniak.
Przekonuje, że jak na razie w zakupach brakuje planu. A to przełoży się na na obsługę i wykorzystanie maszyn w przyszłości. Lub... niewykorzystanie, bo wojskowa logistyka nie będzie w stanie zapewnić skutecznej obsługi i serwisu sprzętu.
Najdroższe muzeum świata
Kolejne słowa gen. Drewniaka brzmią jak ostrzeżenie. Pilot dodaje, że za kilka lat może się okazać, iż zamiast sił zbrojnych będziemy mieli najdroższe na świecie muzeum sprzętu wojskowego. Z prostej przyczyny: po prostu nie damy rady obsłużyć tego, co kupiliśmy. Co widać, jak twierdzi, np. na podstawie czołgów.
Konia z rzędem temu, kto jest w stanie w tej chwili wskazać typ czołgu podstawowego używanego w Wojsku Polskim, a już chcemy brać kolejny, z Korei właśnie - mówi gen. Drewniak.
Zwraca uwagę, że mamy w tej chwili samoloty produkcji amerykańskiej, czyli F-16 i czekamy na F-35. Do tego dochodzą włoskie Mastery. Między tymi typami samolotów nie ma żadnej wymienności części, a Siły Powietrzne wciąż używają jeszcze maszyn poradzieckich.
I nagle kolejny typ, koreański? Minister wydaje lekką ręką środki, które już dziś zajmą budżet MON na 10 lat do przodu - konkluduje generał Drewniak.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.