Sentinel Północy to jedno z najbardziej wyjątkowych miejsc na świecie. Wyspa położona na Oceanie Indyjskim wielkości nowojorskiego Manhattanu jest całkowicie odizolowana od cywilizacji ze względu na zachowanie zamieszkałego tam ludu. Miejscowi zabijają każdego, kto zbliży się do ich terenów.
Zagraniczny portal Daily Star rozpoczął rozważania dotyczące obecności koronawirusa na wyspie. Najprawdopodobniej z powodu odizolowania mieszkańców od cywilizacji pandemia tam nie dotarła. Nie można jednak tego bezpośrednio sprawdzić, gdyż grozi to śmiercią dla każdego śmiałka. Liczba tubylców ma wynosić od 15 do 500 osób i mają posługiwać się swoim językiem, który jest niezrozumiały dla innych.
O morderczej wyspie głośno zrobiło się w 2018 roku. John Allen Chau udał się tam z zamiarem nawrócenia na chrześcijaństwo jej mieszkańców. 27-latek dostał się tam dzięki rybakowi, któremu zapłacił. Niedługo później stało się jasne, że amerykański misjonarz został tam zamordowany przez okoliczną ludność. Plemię ze względu na izolację prawdopodobnie jest bardzo podatne na choroby i infekcje, ponieważ nie wykształciło żadnej odporności.
Czytaj także: "Żenada". Widzowie bezlitośni po tym, co zobaczyli w TVN
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.