Badacze z amerykańskiego Instytutu Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) opublikowali artykuł, w którym analizują przebieg jednego łańcucha zarażeń. Dokument pokazuje, w jak szybkim tempie choroba może się przenieść od jednego zainfekowanego na dziesiątki innych.
Naukowcy przyjrzeli się ognisku koronawirusa, które zostało zapoczątkowane przez Chinkę z prowincji Heilongjiang. 19 marca wróciła do kraju z wycieczki do USA, nie mając objawów COVID-19.
Przeprowadziła również test, który wyszedł negatywnie. Mimo to poproszoną ją, aby pozostała w domu na kwarantannie. Zanim weszła do mieszkania, musiała wjechać na wysokie piętro windą w swym bloku. Jazda nią zajęła około minuty.
W ten sposób powstał długi łańcuch zakażeń. Nie zostałyby on zapewne wykryty, gdyby nie mieszkaniec prowincji Heilongjiang, który trafił do szpitala z powodu udaru.
Czytaj także:
Szerzenie się koronawirusa
W szpitalu lekarze wykryli u pacjenta koronawirusa. Pozornie nic nie łączyło go z kobietą, która przybyła z USA. Okazało się jednak, że niedawno był na przyjęciu wraz z krewnymi dziewczyny, która była jej sąsiadką z niższego piętra.
Okazało się, że to od nich zaraził się chorobą. Cała rodzina sąsiadki "superroznosicielki" została zarażona. Mężczyzna cierpiący z powodu udaru zaraził swoich dwóch synów. Wszyscy trafili do dwóch różnych szpitali, gdzie łącznie mogli przekazać wirusa nawet 48 osobom.
Wszystko to doprowadziło chińskich epidemiologów do wniosku, że rozsadnikiem epidemii w Heilongjiang mogła być winda, którą przez około minutę jechała zarażona bezobjawowo kobieta. Dotychczas powiązano z nią 71 zakażeń, jednak bardzo możliwe, że było ich znacznie więcej.
Badania swych chińskich kolegów przeanalizowali naukowcy z USA. Opublikowany przez nich raport jest dobrym świadectwem tego, jak szybko i jak łatwo może szerzyć się choroba – szczególnie wtedy, gdy zainfekowani nie są jej świadomi.
Zobacz także: Szumowski: w ciągu dwóch tygodni decyzja w sprawie imprez masowych
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.