Rosyjska inwazja na Ukrainę trwa już od ponad dwóch lat i nic nie wskazuje na to, by konflikt szybko się zakończył. Wiele mówi się o nowej rosyjskiej ofensywie, która miałaby rozpocząć się latem. W obliczu takich informacji władze Ukrainy postanowiły zaostrzyć politykę wobec obywateli, którzy wraz z wybuchem wojny opuścili ojczyznę.
Ukraińskie MSZ całkowicie wstrzymało chociażby wydawanie dowodów osobistych czy paszportów w ambasadach i konsulatach w przypadku mężczyzn w wieku mobilizacyjnym. Coraz więcej państw rozważa opcję deportowania takich osób z powrotem do objętego wojną państwa.
Jak się okazuje, taki scenariusz rozważa również Polska. W środę na antenie Polsat News potwierdził to minister obrony narodowej, Władysław Kosiniak-Kamysz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To jest obowiązek każdego obywatela w danym państwie [...], obywatele Ukrainy mają obowiązki wobec państwa. My już dawno sugerowaliśmy, że jesteśmy też w stanie pomóc stronie ukraińskiej w tym, żeby ci, którzy są objęci obowiązkiem służby wojskowej, udali się na Ukrainę - powiedział szef MON.
Ekspert krytykuje wypowiedź Kosiniaka-Kamysza
Słowa polityka wywołały spore poruszenie i spolaryzowały opinię publiczną. Jedną z osób, która krytykuje Kosiniaka-Kamysza, jest dr Witold Sokała, wiceszef Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Polityk Publicznych Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. W rozmowie z "Onet" przyznał, że taki ruch byłby strzałem w stopę nie tylko pod kątem dyplomatycznym.
Ja sobie nawet nie chcę wyobrażać sytuacji, ani takiej "pomocy", gdyby Polska miała stosować wobec obywateli obcego państwa przymus. To byłoby niezrozumiałe z etycznego i politycznego punktu widzenia - uważa Sokała.
Czytaj również: Ukraiński minister rolnictwa aresztowany
Według dr Sokały Polska mogłaby pomóc w przewozie Ukraińców do ojczyzny, jeśli cała procedura wydarzyłaby się w sposób dobrowolny. Jeśli jednak inicjatywa związana z przymusowym powrotem byłaby po stronie państwa polskiego, doszłoby do sytuacji niedopuszczalnej.
Z pobudek etycznych uważam, że honorowy obywatel państwa zaatakowanego przez agresora powinien się stawić albo na froncie, albo w służbach tyłowych, do obrony swojej ojczyzny. Ale wyłącznie, gdyby to była dobrowolność tych ludzi. Gdyby, na przykład, chcieli z Polski wrócić do Ukrainy, a nie mieliby pieniędzy na przejazd. Wtedy Polska, jak najbardziej, może podstawić darmowy pociąg czy autobus. Ale gdyby Polska miała jakoś wpływać na Ukraińców i dostarczać ich na front, to taka deklaracja wicepremiera wydaje mi się niezrozumiała, żeby nie powiedzieć mocniej - dodaje Sokała.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.