Dziennikarka "Gazety Wyborczej" rozmawiała z kilkoma nauczycielami z Łodzi. Przyznali oni, że spotkania z rodzicami, którzy proszą o lepszą ocenę dla swojego dziecka na koniec roku to już norma. Oferty rodziców potrafią zaskoczyć.
Zdarzało się, że rodzice próbowali nas przekonać, że za szóstkę ich dziecko może nawet skosić trawnik przed szkołą albo umyć samochód nauczyciela - mówi w rozmowie z "GW" pani Weronika, nauczycielka języka polskiego w prywatnej szkole.
- Okres wystawiania ocen to dla nas najgorszy czas w roku szkolnym. Żądania rodziców często są absurdalne. Jak słyszę od dziecka, że nie przeczytało lektury, bo mama mu nie pozwoliła, jestem załamana. A później matka tłumaczy, że jej syn nie przeczyta książki, w której para żyje bez ślubu, bo to niemoralne i namiesza mu w głowie. Dodaje, że płaci za szkołę, więc wymaga - dodaje nauczycielka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dyrektor II LO w Łodzi Dariusz Jędrasiak zauważył, że wielu rodziców przychodzi na rozmowy pod koniec roku, podczas wystawienia ocen. Zapominają, że ocena końcowa to wynik całorocznej pracy ucznia. - Czasem jest za późno, żeby dało się poprawić ocenę - tłumaczy w rozmowie z "GW".
Czytaj także: Pustki w Zakopanem. Górale załamani, turyści mówią, jak jest
Psycholożka i psychoterapeutka tłumaczy dlaczego, rodzice "budzą się" pod koniec roku i dopiero wtedy udają się do szkoły.
Często właśnie wtedy rodzice zaczynają się szczególnie interesować szkolnymi osiągnięciami własnych dzieci. I gdy te osiągnięcia nie spełniają ich oczekiwań, czują, że muszą zareagować. Mają takie wyobrażenie, że to, co powinni teraz robić, to z całą mocą motywować te dzieci do nauki, do poprawiania ocen. Żeby średnia była jak najwyższa, żeby dziecko zdało ważny egzamin, żeby przeszło do kolejnej klasy lub aby dostało świadectwo z czerwonym paskiem - cel zależy od okoliczności - tłumaczy Aleksandra Mrowicka w rozmowie z "GW".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.