Do zdarzenia doszło 19 stycznia 2017 roku. Natalia trafiła do szpitala z silnym bólem brzucha i plamieniem. To był ostatni dzień 22. tygodnia ciąży.
Dyżur pełnił wówczas ginekolog Krzysztof S. Gdy stan Natalii się pogorszył, lekarz zdecydował o porodzie. Dziecko rodziło się w położeniu miednicowym, czyli nóżkami do przodu. Trzeba było zastosować chwyt Veita-Smelliego.
Lekarz włożył palec środkowy jednej ręki do ust dziecka, a palce wskazujący i serdeczny oparł po obu stronach szczęki i ciągnął. Wtedy doszło do tragedii, bowiem lekarz wyciągnął ciało dziecka bez głowy. Ginekolog próbował wyciągnąć główkę, jednak ostatecznie musiał wykonać zabieg łyżeczkowania macicy pod narkozą.
Natalia dopiero po przebudzeniu dowiedziała się, że jej dziecko nie żyje. W sprawę zaangażował się Rzecznik Praw Pacjenta, który orzekł, że kobietę należało przewieźć do innego szpitala. Jednak nikt tego nawet nie zaproponował. Ponadto nie wykonano podstawowych badań oraz USG.
Lekarz urwał dziecku głowę. Matka domaga się 600 tys.
Także chwyt Veita-Smelliego został wykonany nieprawidłowo. Lekarz prawdopodobnie użył zbyt dużo siły i przystąpił do niego zbyt wcześnie.
W sprawie doszło do naruszenia ustawy o prawach pacjenta. Nieprawidłowości potwierdza powołany przez nas konsultant. Pozostajemy w stałym kontakcie z pacjentką i jej pełnomocnikiem w zakresie wsparcia jej w postępowaniu cywilnym, w którym - w sprawie dotyczącej naruszenia praw pacjenta - Rzecznik Praw Pacjenta może brać udział na prawach przysługujących prokuratorowi - mówi Wirtualnej Polsce Bartłomiej Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta.
Natalia pozwała szpital na drodze cywilnej. Chce, aby placówka zapłaciła zadośćuczynienie w wysokości 600 tys. złotych za naruszenie praw pacjenta oraz zadośćuczynienie dla rodziców i brata za śmierć dziecka.
Czytaj także:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.