Mężczyzna znajdował się w jeziorze od strony plaży Oak Street. Nie dawał znaków życia, dlatego służby szybko przewiozły go do szpitala. Niedługo później zmarł.
Krzysztof zaginął w sobotę. Ostatni raz koledzy, z którymi się bawił, widzieli go w barze Howl at the Moon w dzielnicy River North koło godziny 21:45. Od tamtego czasu nie wrócił do hotelu i nie skontaktował się ze swoimi znajomymi.
Czytaj także: Na jeziorze dryfował jego ponton. 32-latek zniknął
Michał, jeden z kolegów Krzysztofa przemierzał ulice Chicago i rozwieszał ogłoszenia z informacją o zaginięciu 21-latka. On i reszta znajomych w trakcie poszukiwań sprawdzali także okoliczne szpitale. Bezskutecznie.
Niemożliwe, żeby rozpłynął się w powietrzu - mówili niedługo po zaginięciu Krzysztofa.
Skoro nie mogliśmy go znaleźć w barze, nie mogliśmy się do niego dodzwonić, to myśleliśmy, że pewnie wziął z kimś na spółkę taksówkę - mówił jeden z kolegów, Michał Osiecki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Krzysztof miał przy sobie dokumenty, w tym paszport. Jego hotelowy pokój był nietknięty. Rodzina 21-latka była cały czas w Polsce, dlatego jedynymi, którzy mogli pomóc na miejscu, byli koledzy z jego pracy.
21-latka wyciągnięto z wody w środę przed 2 nad ranem. Był nieprzytomny. Niedługo po przewiezieniu do Northwestern Memorial Hospital potwierdzono jego zgon.
Czytaj także: Niemiecka policja publikuje zdjęcie Polaka. Ma 19 lat
Krzysztof pracował w dziale IT dla Knapp Incorporated, globalnej firmy technologicznej. W USA był od listopada. Do Stanów przyleciał przy okazji pracy nad projektem Joilet.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.