Najnowszy raport NIK przedstawia kraje produkujące najniebezpieczniejszą żywność w Unii Europejskiej. I niestety jesteśmy jego liderem.
Rośnie liczba przypadków, w których w polskich produktach wykrywana jest salmonella. Wszystkiemu winien jest system. W 22 krajach jest on zupełnie inny niż w Polsce.
Niepokojące jest, że na przestrzeni ostatnich lat rośnie liczba powiadomień dotyczących produktów z Polski, kwestionowanych z uwagi na wykrycie w nich pałeczki bakterii salmonella - czytamy w "System kontroli bezpieczeństwa żywności w Polsce – stan obecny i pożądane kierunki zmian".
Salmonella to niejedyna bakteria w Polskich produktach. Wykryto też bakterię listeria monocytogenes. Zakażenie nią najczęściej prowadzi do posocznicy listeriozowej. Następnie może dojść zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych i zapalenia mózgu.
Wszystkie dane następnie zbierane są w RASFF. Jest to system Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności i Paszach, umożliwiający wymianę informacji pomiędzy organami urzędowej kontroli w Europie będącymi członkami tego systemu. W 2017 r. wpłynęło do niego 87 powiadomień o niebezpiecznej żywności w Polski. W 2018 - 131, w 2019 - 203. 30 września 2020 roku przebił jednak wszystko - 273 przypadki.
Na drugim miejscu znaleźli się Francuzi z wynikiem 153. Podium zamknęli Holendrzy - 125. Produkty pochodzące z Polski to 13 proc. przypadków z całego świata.
Kontrolerów brak, weterynarze nic nie wiedzą
Kontrolerzy odchodzą ze względu na zbyt niskie pensje - 3 tys. brutto. Nie ma więc komu sprawować kontroli. Oprócz tego NiK mówi o tym, że między 2014 a 2016 r. Inspekcja Weterynaryjna "w zasadzie nie pełniła żadnego nadzoru nad ubojem zwierząt gospodarskich, a nadzór nad transportem własnych zwierząt przez rolników sprawowała jedynie marginalnie". Brakuje też osób do kontroli mikroplastiku.
Ewentualne kontrole były nierzetelnie przeprowadzane. Przykładowo - podczas jednej z nich natrafiono na 50 ton mięsa zawierającego pozostałości antybiotyków.
Polska zajmuje drugie miejsce w Europie pod względem użycia w hodowli zwierząt najsilniejszych antybiotyków stosowanych w leczeniu chorób u ludzi - podaje raport.
Na rynku suplementów diety panuje wolna amerykanka. Polacy są nimi bardzo zainteresowani, produktów wciąż przybywa, a instytucje kontrolne nie mają wystarczającej liczby pracowników, bo sprawdzić, czy każdy z produktów na rynku jest bezpieczny dla konsumentów. Przykładowo w latach 2014-2016 nie podjęto nawet próby sprawdzenia składu aż połowy (6 tys.) nowych suplementów diety dostępnych na rynku.
Z kolei produktów pochodzących spoza Unii Europejskiej właściwie nikt nie sprawdza. NiK podaje, że dezorganizacja systemu wynika m.in. z tego, że organy ze sobą nie współpracują. Instytucje (np. Państwowy Instytut Weterynaryjny oraz Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego) nie informują się wzajemnie o swojej pracy.