Od połowy 2021 r. wschodnia granica Polski jest w centrum zainteresowania Europy i świata. Uwagę tę przyciągnął najpierw spór graniczny z Białorusią i kryzys migracyjny, a później realny kryzys bezpieczeństwa na Ukrainie. Czy Polska może na tym zyskać? Paradoksalnie - tak.
W rozmowie z o2.pl mówi o tym proszący o zachowanie anonimowości urzędnik sektora bezpieczeństwa krajowego. Wylicza on kilka realnych korzyści. Pośród nich jako pierwszą wskazuje poprawę stosunków polsko-ukraińskich. Dalej: lepszą pozycję Polski na arenie międzynarodowej i zwiększenie obecności wojsk USA nad Wisłą. Wskazuje też test funkcjonowania struktur państwa w obliczu realnego kryzysu i wykazanie w nim luk.
Stosunki między Polską a Ukrainą są najlepsze od lat. Twardo stoimy na stanowisku, że bezpieczna Ukraina to nie tylko bezpieczna Polska, ale i bezpieczna Europa. I to przynosi efekty. Z planu zeszła kwestia polityki historycznej, która od lat była problemem między Polską a Ukrainą, udało się też pchnąć do przodu sprawę odblokowania tranzytu kolejowego. Czyli jednak można i da się - mówi rozmówca o2.pl.
Nasz rozmówca wskazuje również, że pomimo różnic w interesach krajowych, szczególnie Francji i Niemiec, Zachód odpowiada jednym głosem na rosyjską agresję. I choć wybuch realnego konfliktu wciąż jest możliwy, to wydaje się, że Władimir Putin jednak przelicytował, licząc na brak zdecydowania Zachodu.
Część stacjonujących Polsce amerykańskich żołnierzy wróci do kraju po opadnięciu napięcia, jednak na razie nie wiadomo, kiedy kryzys ukraiński się zakończy i z jakim skutkiem. Paradoksalnie więc Putin swoimi działaniami osiągnął efekt odwrotny do zamierzonego. A Polska może zyskać to, co chciała, czyli więcej zachodnich żołnierzy na swoim terenie.
Głos Europy Środkowo-Wschodniej jest słyszalny za oceanem. Więcej żołnierzy i sprzętu trafia również do Rumunii i Bułgarii, które wchodzą w skład tzw. Grupy B-9 lub "Bukaresztańskiej Dziewiątki".
Dość aktywny na polu polityki międzynarodowej jest także prezydent Duda. To on firmuje sporą część polityki zagranicznej PiS, szczególnie w zakresie bezpieczeństwa, przede wszystkim ze względu na jego dość dobre relacje z USA. W piątek wziął udział w rozmowie z przywódcami europejskimi, prezydentem USA, sekretarzem generalnym NATO, przewodniczącym Rady Europejskiej i premierem Kanady. Nieoficjalnie słyszymy, że także Kanada rozważa przysłanie swoich żołnierzy do Polski.
Wartość dodaną w działaniach Polski widzi również były ambasador RP w Afganistanie Piotr Łukasiewicz. Dyplomata zauważa, że aktywność wykazuje nie tylko prezydent, ale i Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Jest kilka pozytywnych punktów polityki prezydenta. Widać plusy w reorganizacji Kancelarii Prezydenta, widać, że prezydent jest aktywny. Podobnie jak MSZ, który – choć wyjałowiony z zadań m.in. przeniesieniem departamentu polityki europejskiej do KPRM – próbuje się zaktywizować. MSZ powoli odzyskuje, w mojej ocenie, podmiotowość. Minister Rau stara się jak może. Na pewno pomogło w tym przejęcie przez Polskę przewodnictwa w OBWE. Także jako szef MSZ kraju przewodzącego OBWE ma lecieć na rozmowy z Siergiejem Ławrowem. To dobre sygnały. A wracając do prezydenta Dudy: czuć m.in. rękę Jakuba Kumocha, który wniósł nową energię i pomysły do działania Kancelarii na polu międzynarodowym. Musi on nabrać pewnej politycznej biegłości w świecie polityki bezpieczeństwa na tak wysokim poziomie, ale jego aktywność jest widoczna. Pewne zbliżenie z Turcją na bazie współpracy wojskowej to w dużej mierze jego zasługa. Mniej widoczny ale również aktywny, może nawet najbardziej, jest także BBN - mówi o2.pl.
Pozytywem może być także anonsowane porozumienie na linii Polska - Ukraina - Wielka Brytania. Po opisaniu go w mediach, temat ucichł. Ale nasz rozmówca przekonuje, że potrzeba więcej czasu na wdrożenie działań.
Podobnego zdania jest przywoływany wyżej Piotr Łukasiewicz. W jego ocenie wszystkie działania służące wiązaniu Brytanii ze sprawami Europy Środkowo-Wschodniej są słuszne. Chciałby, aby Polska mogła się zrewanżować Brytyjczykom np. akcesem do Joint Expedtionary Force ale do tego, jak przekonuje, trzeba byłoby silnej i sprawnej marynarki wojennej.
Na razie za mało wiemy o tym sojuszu czy też pakcie. W pierwszej kolejności liczę na formalne porozumienia a potem na konkretną współpracę wojskową. Póki co został on mocno zaanonsowany medialnie, ale temat ucichł. Takich organizacji nie tworzy się zresztą samym ogłoszeniem ich powołania czy raczej, jak w tym przypadku, woli ich powołania. Trzeba byłoby wykonać kilka kroków, aby to zaczęło działać i funkcjonować, również na niwie wojskowej - mówi o2.pl ambasador.
Mimo pozytywów dyplomata przestrzega jednak przed zbyt daleko idącym optymizmem. Przekonuje, że widać wzmocnienie się NATO i Zachodu, który zdaje się odzyskiwać spójność ideową w sprawie działań Rosji. Łukasiewicz dodaje jednak, iż odnosi wrażenie, że Polska nie jest w pełni podmiotem tej wspólnoty.
Dalece nie wszystkie działania naszego kraju czy wręcz wyznawane wartości spotykają się, że tak to ujmę, ze zrozumieniem i akceptacją na zachodzie. Tak było np. w czasie kryzysu na granicy białoruskiej w ubiegłym roku. Odnoszę wrażenie, że Litwini lepiej sobie z tym poradzili, mocniej angażując w działania wspólnotę międzynarodową. Tamten kryzys pokazał, że można robić to samo co Polska, tylko innymi środkami. No ale jest jak jest - komentuje Łukasiewicz.
Z uznaniem wypowiada się o przysyłaniu wojska do Polski przez USA, ale jest przy tym przekonany, że są to głównie wojska ewakuacyjne, mające pomagać przy fali uchodźców.