Dron MQ-9 Reaper został uderzony we wtorek 14 marca przez rosyjski samolot. Miało to miejsce w momencie, kiedy wykonywał rutynową misję w międzynarodowej przestrzeni powietrznej. Rosyjskie samoloty miały wykonywać niebezpieczne manewry dookoła bezzałogowca, okrążać go, a w końcu uszkodzić śmigło, znajdujące się w tylnej części maszyny.
Co istotne, do przejęcia drona i zderzenia doszło nad Morzem Czarnym. To akwen, nad którym leży kilka państw, m.in. Turcja i Ukraina.
Najsilniejszym graczem jest tam jednak Rosja. Takie prowokacje, jak strącenie Reapera, dobitnie pokazują, że Rosjanie czują się na tym akwenie bardzo pewnie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Morze Czarne - strefa rosyjskiej dominacji
Skąd rosyjska dominacja na Morzu Czarnym? Z prostego względu, czyli prawa silniejszego. Rosjanie dysponują najsilniejszą marynarką (i siłami wojskowymi w ogóle) w regionie. Druga pod tym względem Turcja ma na wybrzeżu Morza Czarnego jedną bazę marynarki. Co prawda z korwetami i trałowcami, ale wciąż jest to tylko jedna baza.
U brzegów akwenu leżą Turcja, Rumunia, Bułgaria, Ukraina, Rosja i Gruzja, morze posiada też dość bogate zasoby naturalne pod dnem (m.in. gaz ziemny i ropa naftowa). Jest to także obszar strategicznej konkurencji między Wschodem i Zachodem. Fakt, że jedyne wejście z Morza Śródziemnego znajduje się pod faktyczną kontrolą Turcji, a tylko Rosja posiada możliwości śródlądowej żeglugi w kierunku Bałtyku, czyni Morze Czarne jeszcze bardziej interesującym.
Jak tłumaczy w rozmowie z o2.pl komandor Wiesław Goździewicz, ekspert w zakresie planowania operacyjnego NATO, pod względem nawigacyjnym i meteorologicznym jest to akwen dość wymagający, ale z drugiej strony dający duże możliwości działania okrętom podwodnym.
Trudno się zatem dziwić, że Rosja po rozpadzie ZSRR była i jest żywotnie zainteresowana utrzymywaniem wojskowej obecności na Morzu Czarnym, a baza w Sewastopolu jest kluczowa dla tej obecności.
Strącenie drona MQ-9 Reaper. Wyścig na morzu?
Amerykanie zapewniają, że zdalnie usunęli poufne dane ze strąconego drona. Mimo to mogą go próbować odzyskać. Dron wciąż może zawierać istotne z punktu widzenia służb wywiadowczych informacje, a najistotniejsze mogą być urządzenia szyfrowania łączności i przekazywania danych.
Na wyłowieniu drona zależy też Rosji. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji Nikołaj Patruszew zapowiedział we wtorek, że kraj ten będzie prowadził poszukiwania maszyny.
Działania rosyjskiej Floty Czarnomorskiej nie będą zmierzały do ratowania amerykańskiego mienia, tylko jego przejęcia w celu poddania analizie, wstecznej inżynierii i zapewne również przejęcia nośników danych, na których zapisane były parametry misji i dane wywiadowcze zebrane w czasie lotu drona - komentuje dla o2.pl kmdr Goździewicz.
Pytanie, kto pierwszy odnajdzie szczątki drona. Amerykańska armia z pewnością będzie się śpieszyć i sięgnie po wszelkie dostępne środki. Wojsko USA jest obecne i w Rumunii, i w leżącej w basenie morza Bułgarii. Ruszy więc zakrojona na dużą skalę operacja "salvage" - odzyskiwania mienia i ładunku lub, inaczej mówiąc, ratownictwa morskiego.
Jak dodaje kmdr Goździewicz, po fakcie Rosja będzie mogła powiedzieć: "Wyłowiliśmy wrak, zwracamy własność rządu USA". Pytanie, jak długo rosyjskie władze będą zwlekać ze zwrotem wraku.
Komandor nie wyklucza również opcji, że Rosja oficjalnie otworzy śledztwo w sprawie "zamiaru uszkodzenia/zniszczenia mienia wojskowego w postaci samolotu myśliwskiego Su-27", a wrak MQ-9 jako "dowód rzeczowy" będzie przetrzymywany "do zakończenia śledztwa". Fakt, że to Rosjanie uszkodzili drona USA, nie będzie tu miał najmniejszego znaczenia.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.