Początkowe krótsze nagranie budziło w internecie dużo emocji. Internauci sprzeczali się, czy na wideo uwieczniono katastrofę śmigłowca Mi-8 należącego do Rosjan, czy do Ukraińców.
Na nagraniu widać śmigłowiec lecący na średniej wysokości, najprawdopodobniej nieświadomy tego, że jest obserwowany przez wroga. Tuż przed uderzeniem rakiety kamera odsuwa się od celu, żeby widzowie mogli lepiej widzieć katastrofę.
Helikopter zaskakująco długo utrzymywał się w powietrzu, lecąc jednak coraz niżej nad ziemią. Wielu internautów głośno zastanawiało się, dlaczego pilot nie lądował natychmiast po uderzeniu, co dałoby mu większe szanse na przetrwanie. Inni spekulują, że najprawdopodobniej załoga śmigłowca była zbyt ranna, by móc wykonać manewr lub zginęła od razu, więc nie miał kto lądować.
Obie strony konfliktu starały się udowodnić, że to śmigłowiec wroga padł ofiarą ataku. Ustalono, że Mi-8 został postrzelony dokładnie na granicy regionów Doniecka i Ługańska, zgodnie z publicznymi mapami, a następnie przeleciał 1 km wgłąb terytorium znajdującego się obecnie pod kontrolą sił rosyjskich i 2,5 km od wsi kontrolowanej przez Siły Zbrojne Ukrainy.
Ukraińcy rozwiązali spór, publikując nagranie. Wszystko jasne
– Cóż, wróg nie brał udziału w sporach zbyt długo i po prostu zamieścił całe źródłowe wideo – poinformował z żalem rosyjski profil relacjonujący przebieg wojny. Wbrew temu, na co liczyli Rosjanie, pełne nagranie stanowi dowód na to, że to strona rosyjska straciła śmigłowiec tego dnia. Administrator profilu przyznał, że helikopter odleciał na terytorium kontrolowane przez Rosję, więc gdyby był ukraiński, to bliskie zdjęcia jego spalonych szczątków szybko pojawiłyby się w rosyjskich mediach, a tak się nie stało. Nie ma żadnych wieści o losach załogi.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.