Strażnicy graniczni robią sobie żarty, łamiąc jednocześnie podstawowe prawa człowieka? Mają stosować procedurę, nazwaną "push back". Łapią uchodźców, przetrzymują na posterunkach i wywożą za granicę, by znów ich łapać. Cała historia została udokumentowana przez grupę dokumentalistów z "Testigo Documentary".
Do zdarzenia miało dojść m.in. 21 sierpnia. Wtedy grupa ośmiu uchodźców z Afganistanu, Iraku oraz Jemenu miała spotkać pracowników organizacji Chlebem i Solą oraz Stowarzyszenia Interwencji Prawnej.
Pokazali im ślady przemocy i zniszczone telefony. Opowiedzieli, że strażnicy graniczni mieli ich przerzucać, a to na białoruską, a to na polską stronę. Zaznaczyli też, że przemocy użyli Białorusini.
Polska strona
Migranci opowiedzieli, że w nocy zostali zmuszeni przez polskich strażników do przejścia na stronę białoruską.
Idź! Idź! Jeśli zobaczymy cię tu jeszcze raz, stanie się coś złego - opowiadał jeden z Jemeńczyków.
Jesteśmy przerażeni i nie wiemy, co się stanie z naszym życiem. Nie mamy łączności, nie mamy nic. Żadnego jedzenia, żadnej wody. Pijemy tylko deszczówkę. Jedno jabłko, nic więcej – przyznał mężczyzna w rozmowie z fotografem i operatorem Rafałem Wojczalem, cytowany przez "Newsweek".
Takie działania są bezprawne. Polska podpisała międzynarodowe prawo mówiące, że każda osoba przekraczająca granicę, nawet nielegalnie i bez dokumentów, ma prawo złożenia w kraju wniosku o schronienie, który potem może oczywiście zostać odrzucony. Powinien on jednak zostać przyjęty przez Straż Graniczną i przekazany dalej.
Newsweek próbował skontaktować się ze Strażą Graniczną z prośbą o komentarz. Na razie - bezskutecznie.