Według organizacji takich jak Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze, w górskich lasach w ogóle nie powinno być gospodarki leśnej. Podkreślają, że "wytworzonymi koleinami odpływa drogocenna woda, która może zalać wsie i miasta, nawet w bardzo odległych rejonach kraju".
Przykładem ma być ostatnia powódź w centrum Bielska-Białej. Zalane ulice, domy i piwnice to - według przedstawicieli organizacji pozarządowych - efekt błyskawicznego wezbrania potoków po deszczach, które nie są w stanie odprowadzać nadmiaru wody przez nieprawidłowo szacowaną gospodarkę leśną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W rozmowie z portalem next.gazeta.pl, do sprawy odnieśli się bezpośrednio przedstawiciele wspomnianej Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. Uważają oni, że górskie rejony lasów nie powinny być w ogóle miejscem wycinki, gdyż "narusza to delikatną równowagę tych miejsc".
Zła gospodarka leśna przyczyną powodzi?
Tu w ogóle nie powinno być gospodarki leśnej, bo każda jej forma narusza bardzo delikatną równowagę tego miejsca. Ten las się samoreguluje, nie potrzebuje naszej pomocy, a każda ingerencja odbiera mu puszczański charakter i zamienia w zwykły las gospodarczy - tłumaczy Piotr Klub z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze.
Wtóruje mu prezes organizacji, który podaje przykład dróg zrywkowych, które służą do przeprowadzenia transportu drewna od pnia do stosu. Radosław Michalski uważa, że leśnicy tworzą "autostrady rynien erozyjnych", wycinając kolejne pasy drzew. Dlaczego tak się dzieje?
Zdarza się, że drogi zrywkowe są przejezdne jedynie przez krótki czas. Czasami tylko raz - mówi Radosław Michalski, prezes Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze.
Skalę sytuacji pokazały ostatnie zdjęcia lotnicze wykonane w systemie LIDAR. Przyrodnicy wskazują, że taka sytuacja prowadzi właśnie do powodzi błyskawicznych, a tych może być więcej.
To olbrzymi problem. Las traci wodę, a w przypadku deszczów nawalnych rośnie ryzyko powodzi błyskawicznych - tłumaczy w rozmowie z next.gazeta.pl Michalski.