Do wykorzystywania seksualnego kobiet przez pracowników WHO miało dochodzić w 2018 roku. Organizacja zmagała się wtedy w Afryce z epidemią eboli. Jak wykazało śledztwo Associated Press, kierownictwo WHO wiedziało o nadużyciach seksualnych dokonywanych przez swoich pracowników.
Pod wieloma względami wszyscy jesteśmy winni temu, co się wydarzyło – oświadczył w piątek szef WHO ds. nagłych wypadków dr Michael Ryan.
Czytaj także: Skandal w WHO. W tle śmiercionośny wirus Ebola
Pracownicy WHO wykorzystywali seksualnie kobiety. Śledztwo toczy się bardzo powoli
Sprawę opóźnionej reakcji na zarzuty wobec niektórych pracowników WHO podniósł w zeszłym tygodniu komitet pracowniczy organizacji. W liście otwartym do szefostwa stwierdzono, że informacje o nadużyciach seksualnych kładą się cieniem na wiarygodności całej organizacji. Dodano, że sprawa powinna zostać rozwiązana jak najszybciej.
Nie możemy sobie pozwolić na ignorowanie powtarzających się doniesień o systemowej porażce naszej organizacji. Należy zapobiegać takim sytuacjom, a po ujawnieniu nieprawidłowości zajmować się nimi w sposób sprawiedliwy i terminowy – podkreślono.
Przedstawiciele Światowego Zgromadzenia Zdrowia – najwyższego organu decyzyjnego WHO – spotkali się w tym tygodniu, aby omówić błędy popełnione podczas pandemii koronawirusa. Żaden punkt obrad nie dotyczył jednak oskarżeń o wykorzystywanie seksualne pod adresem pracowników WHO. Obawy w tej sprawie zgłosiło za zamkniętymi drzwiami co najmniej sześć krajów.
Do zarzutów ustosunkował się przewodniczący WHO dr Tedros Adhanom Ghebreyesus. Podkreślił, że rozumie frustrację osób twierdzących, że śledztwo trwa bardzo wolno. Dodał jednak, że powołano w tej sprawie specjalną komisję, która prowadzi postępowanie.
Chociaż śledztwo jest bardzo powolne, mam nadzieję, że jego wyniki będą zadowalające – ocenił.
Czytaj także: Natychmiastowa reakcja. WHO obawia się najgorszego
Były przymuszane do seksu w zamian za pracę. Czarne chmury nad WHO
Krytycy działań WHO twierdzą jednak, że powołana przez organizację komisja nie współpracuje z żadnymi organami ścigania. Doniesienia o wykorzystywaniu seksualnym kobiet w Demokratycznej Republice Konga pojawiły się w październiku 2020 roku. Dr Tedros Adhanom Ghebreyesus zapowiedział wtedy, że winni zostaną "niezwłocznie ukarani".
Ponad 7 miesięcy później, komisja śledcza WHO nie przedstawiła jeszcze jakichkolwiek ustaleń. Miała rozpocząć swoje prace na miejscu dopiero 3 maja. Spodziewany raport ma ukazać się pod koniec sierpnia.
Do szokujących ustaleń na temat działań pracowników WHO w Demokratycznej Republice Konga dotarły kilka miesięcy temu agencja informacyjna New Humanitarian i Fundacja Thomsona Reutersa. W wywiadach 51 kobiet opowiedziało reporterom o przypadkach nadużyć seksualnych ze strony mężczyzn, którzy twierdzili, że są pracownikami organizacji międzynarodowych.
Co najmniej 30 zarzutów ma dotyczyć pracowników WHO. W sprawę zamieszani są także pracownicy dwóch innych agencji ONZ, czterech międzynarodowych organizacji charytatywnych oraz ministerstwa zdrowia DR Konga.
Pokrzywdzone twierdzą, że lekarze proponowali im pracę w zamian za seks. Gdy te odmawiały, natychmiast rozwiązywano z nimi umowy. Jedna kobieta określiła seks z pracownikiem WHO jako "paszport do zatrudnienia".
Według doniesień agencji informacyjnych, w wyniku nadużycia seksualnego dwie kobiety miały zajść w ciążę. 25-letnia sprzątaczka opisała, że została zaproszona do domu lekarza WHO. Tam medyk powiedział jej, że musi uprawiać z nim seks, jeżeli chce zostać przyjęta do pracy.
Media opisują także przypadek 32-letniej kobiety, która miała zostać zaproszona do hotelu na poradę lekarską. Tam zaproponowano jej napój bezalkoholowy. Obudziła się kilka godzin później, naga i sama w pokoju hotelowym, podejrzewając, że została zgwałcona.
Czytaj także: To się naprawdę dzieje. Alarm WHO
Obejrzyj także: Koronawirus na świecie. Mocne słowa szefa WHO o szczepionkach