Wali to snajper z rekordem świata. W 2017 r. w Iraku zabił wroga - bojownika ISIS - strzałem z odległości 3540 metrów. Żadnemu innemu snajperowi nie udało się zlikwidować celu strzałem z tak dużego dystansu.
Wkrótce po tym, jak 24 lutego 2022 roku Rosja dokonała inwazji, Wali ruszył na front, aby wesprzeć Ukrainę. O tym, jak pomaga obrońcom, rozpisywały się media na całym świecie.
Niedawno słynny snajper gościł w Warszawie. Wizyta miała miejsce na początku lipca, ale ze względów bezpieczeństwa informujemy o niej dopiero teraz. W stolicy Kanadyjczyk spotkał się z dziennikarzem o2.pl, po czym ruszył ponownie do Ukrainy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Snajper Wali ujawnia, co będzie robić w Ukrainie
Snajper zdradził nam, że w Ukrainie zamierza nakręcić film dokumentalny. Ujawnił też, że dalej będzie wspierać obrońców przy użyciu broni. Na wyjazd zdecydował się pomimo ostrzeżeń ze strony znajomych, również tych przebywających w Ukrainie.
- Mówili mi, żebym nie jechał, boją się, że armia Ukrainy nie wykorzysta mojego potencjału: zmarnuje mój czas lub wręcz wpakuje w kłopoty. Zapraszają mnie jako turystę, jako przyjaciela, ale mówią mi, żebym nie wkładał palców w tryby sowieckiej machiny. "Ta machina zabije cię na 100 proc." - powiedział jeden z nich - relacjonuje.
Co myśli o obecnej sytuacji na froncie? - Ukraina jest w stanie wygrać, ale to, co dzieje się teraz, rodzi frustrację. Wiele działań jest nieskutecznych. Politycznie i militarnie. Wynika to niestety z postsowieckiego myślenia wielu wysokich rangą oficerów. Ukraińscy żołnierze o tym wiedzą. Dlatego wielu z nich nie ufa swoim przełożonym - twierdzi.
- Żołnierze narzekają, że dowódcy są zbyt daleko od linii frontu i często wydają głupie lub niemożliwe do wykonania rozkazy. Niektórzy doświadczeni żołnierze odmawiają nawet wykonania niektórych z nich. Ale dobrze wypowiadają się na przykład o generale Załużnym - mówi Wali, podkreślając, że wielu dowódców nadal myśli w sposób "radziecki". Żołnierze, oficerowie młodszego i średniego szczebla są inni: proaktywni, energiczni, zdolni.
Wskazuje też inne problemy. - Główny jest na poziomie operacyjnym. Ukraińcy mają trudności z koordynacją działań na wyższym poziomie - oznajmił żołnierz.
Podam dwa konkretne przykłady. Pierwszym są miny. Wiele miejsce, gdzie w Ukrainie rozłożono pola minowe – także te ukraińskie! – jest nieudokumentowanych. To wymowny symptom ogromnego problemu z koordynacją. Umieszczanie min jest czymś bardzo łatwym do udokumentowania i zaplanowania - dodał.
- Jeśli wojsko nie jest w stanie udokumentować czegoś tak prostego, jak stawianie pola minowego, to wyobraźmy sobie, co się dzieje, gdy próbują koordynować operacje na dużą skalę. Jest jednak coś, co rekompensuje to wszystko: improwizacja na najniższych szczeblach. Ukraińcy są mistrzami improwizacji - ocenił.
Ukraina potrzebuje dronów
Drugim symptomem problemów z koordynacją jest to, że Ukraińcy nadal używają kolorowych wstążek i pasków materiału. Noszą je na mundurach i hełmach. Po co? Aby odróżnić swoich żołnierzy od Rosjan. A przecież ruch własnych oddziałów powinien być sygnalizowany innym jednostkom, skoordynowany z nimi. A tak się nie dzieje. Ukraińcy co miesiąc zmieniają kolory oznaczeń.
Wali podkreśla też, że jest duży problem z logistyką i sprzętem. Z jednej strony nie brakuje w Ukrainie pułków z nowoczesnym sprzętem wartym miliony dolarów, a z drugiej żołnierze sami zbierają fundusze na Twitterze, aby kupić drony za tysiąc dolarów albo sto opasek uciskowych.
Mowa o małych komercyjnych dronach, które można zmodyfikować, żeby były odporne na zagłuszanie przez Rosjan sygnału GPS. Potrzebne są też sprzęt medyczny, pojazdy cywilne. Ukraińcy używają ich do przemieszczania się między miastami a strefą walk i do ewakuacji rannych. Wali zaznacza, że zdarzało się już, że ludzie umierali, ponieważ nie było możliwości przetransportowania ich do szpitala czy punktu medycznego.
Snajper Wali mówi o bombie z opóźnionym zapłonem
Wali zwraca uwagę na coś jeszcze. Mówi o "bombie z opóźnionym zapłonem". Według niego mogą się nią okazać weterani i kombatanci. Szczególnie ci, którzy na wojnie odnieśli poważne obrażenia. Snajper opisuje, że wkrótce panujące wśród nich zniechęcenie może się okazać poważnym wyzwaniem dla władz kraju.
Obawiam się, że w Ukrainie szykuje się burza dotycząca weteranów. Wielu z nich widzi, że ich pensje i świadczenia zostały obcięte, kiedy zostali ranni na polu bitwy. Ich gniew rośnie, czują się zdradzeni przez swój kraj. Musimy się na to przygotować, finansując oficjalne programy. Obecnie wiele potrzeb jest zaspokajanych przez organizacje charytatywne. Brakuje w tym równowagi - twierdzi Wali.
- Władze Ukrainy mają mocne i słabe strony. Do mocnych zaliczyłbym dobre umiejętności i strategie komunikacyjne, zwłaszcza Zełenskiego. Przynosi mu to sympatię z całego świata. Słabą stroną jest brak umiejętności zarządzania. Brakuje utalentowanych menedżerów na szczycie i w wielu organizacjach. Rekompensują to żołnierze i dowódcy na pierwszej linii frontu - dodaje.
"Powoli wykrwawiają Rosjan"
Wali podsumowuje, że to, co się dzieje w Ukrainie, przypomina mu I wojnę światową. - Tak jak wtedy mamy umocnienia, okopy i walkę w nich. Wszystko jest lokalne i nie ma wykorzystywania wyłomów - ocenia.
O ukraińskiej kontrofensywie mówi, że "utknęła w martwym punkcie", ale jednocześnie zaznacza, że Ukraińcy potrafią zmieniać taktykę i dostosowywać ją do sytuacji na froncie.
Teraz robią to, co w wojsku nazywamy "kształtowaniem pola bitwy" - powoli wykrwawiają Rosjan, głównie za liniami frontu. Ponadto coraz częściej rotują swoje oddziały, więc ich żołnierze mają możliwość odpoczynku. To wojna na wyniszczenie. A taka wojna to nie tylko zasoby materialne i ludzkie, ale także gotowość do działań - powiedział.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.