Reporter "Faktu" wybrał się do szpitala w Hajnówce, gdzie przebywa żołnierz raniony przez migranta. Personel medyczny nie udziela informacji na temat zdrowia wojskowego, jednak zastępca dyrektora placówki lekarz Tomasz Musiuk opowiedział, jak wygląda codzienność pracy na miejscowym SOR-ze, gdzie prawie codziennie od trzech lat trafiają migranci.
Jak powiedział Tomasz Musiuk, na oddział ratunkowy trafiały całe rodziny uciekające przez granicę. Teraz jednak, gdy postawiono mur, najczęściej przywożeni są mężczyźni.
Zdarzają się również dzieci. Natomiast obecnie, jak podkreślił lekarz, rzadko pojawiają się tutaj kobiety czy osoby w starszym wieku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zmagania szpitala w Hajnówce. Placówki, gdzie trafił żołnierz raniony przez migranta
Osoby, które próbują przedostać się przez wysoki mur i ostre druty, często dotkliwie się przy tym ranią. Wypadki zdarzają się również mundurowym pilnującym polskiej granicy.
Czytaj także: Dzieje się przy granicy z Białorusią. Ważna decyzja Tuska. Strefa buforowa na Podlasiu
Tomasz Musiuk w rozmowie z "Faktem" podkreślił, że dawniej na SOR więcej osób trafiało z powodu wychłodzenia. Obecnie częściej zdarzają się ciężkie urazy, które wymagają dłuższego leczenia. Lekarz wyraził również obawy przed tym, by placówka nie stała się szpitalem "leczącym wojskowych".
Kiedyś więcej osób trafiało z powodu wychłodzenia. Gdy prób przejść przez mur jest więcej, wchodzą służby, następuje użycie siły, więc trafia więcej osób z poważniejszymi urazami i zostają w szpitalu na dłużej. Wcześniej oczywiście były wypadki przy pracy mundurowych, ale nie były to skutki agresji między ludźmi. Obyśmy nie stali się szpitalem leczącym naszych wojskowych i służby mundurowe - powiedział dr Musiuk.