"Chociaż jestem krótkowzroczny, już z daleka zaniepokoiły mnie białe plamy na lipach" - opisuje w mediach społecznościowych leśnik z Nadleśnictwa Lubin. Początkowo sądził, że zauważył na drzewie grzyba. Potem pomyślał, że to bobry pozostawiły po sobie ślady. Zaintrygowany - podszedł bliżej i założył okulary. Wówczas przekonał się, że to nie bobry, a jelenie odwiedziły to miejsce.
W okularach świat staje się piękniejszy i od razu zrozumiałem, że to nie bobry ani grzyby, tylko zwykłe jelenie, którym brakuje w tym czasie składników pokarmowych zawartych w korze drzew. W naszym żargonie leśnym mówimy, że drzewko "zostało spałowane" - napisał leśnik.
"Żeby ograniczyć szkody w młodnikach, w okresie zimowym wykładamy tzw. drzewa ogryzowe. Ścina się kilkadziesiąt sztuk sosen lub innych smacznych gatunków i wtedy jeleniowate na spokojnie całą sztukę obgryzają, bez stresu. Pewnie wiedzą, że nikt na nie nie będzie krzyczał, bo mają to podane jak szwedzki stół" - wyjaśnił w dalszej części wpisu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nagranie z Nadleśnictwa Lubin
Stojące drzewka, których kora została zdarta przez zwierzęta, tracą swoją odporność. "Dopiero wtedy grzyby mają używkę" - dodał leśnik.
Drzewko walczy o życie, ale bardzo często dochodzi do zamierania. Jeżeli uda się przeżyć, to najczęściej powstają wady budowy, kształtu i takie drzewo jest osłabione na długie lata - czytamy.
Jak wyjaśniają Lasy Państwowe, najczęściej "spałowane" drzewa to: sosna, jodła, świerk, jesion i dąb, natomiast najwięcej spałują: jelenie, łosie, żubry, daniele i muflony.