Tegoroczny Marsz Niepodległości wywołał spore zamieszanie. Jeszcze na kilka dni przed rozpoczęciem nie było zgody na jego organizację. Zielone światło dał w ostatniej chwili szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Kasprzyk, a samo wydarzenie dostało status uroczystości państwowej. Dzięki temu tysiące osób w asyście wojska przeszły ulicami Warszawy.
Od tegorocznego marszu minęło już kilkanaście dni. Pomimo upływu czasu nadal jest o nim bardzo głośno. Organizatorzy wydarzenia zaapelowali niedawno do swoich zwolenników o wpłaty pieniędzy. Środki są im potrzebne do uregulowania zobowiązań wobec podmiotów zajmujących się kwestiami organizacyjnymi. Cała suma wynosi aż 340 tysięcy złotych i składa się na nią m.in. wynajem samochodów czy budowa scen stacjonarnych na starcie i finiszu marszu.
Organizatorzy dwoją się i troją, aby uzbierać niezbędne środki, co okazuje się wcale nie tak łatwym zadaniem. To zapewne dlatego zdecydowano się na specjalne licytacje, licząc, że w w ten sposób zwolennicy Marszu Niepodległości sypną groszem.
24 listopada na kanałach Marszu Niepodległości w mediach społecznościowych pojawiła się informacja o aukcjach, z których środki zostaną przekazane na zbiórkę.
Wśród nagród są m.in. obiad z Robertem Bąkiewiczem, czy z Krzysztofem Bosakiem oraz zwiedzanie Sejmu i kawa z Robertem Winnickim.
Problemy Marszu Niepodległości
Pomysłodawcy zbiórki wywołali spore zamieszanie. Ostatnio głośno zrobiło się o stowarzyszeniu ze względu na zablokowanie konta Marszu Niepodległości przez PayPal.
Oburzeni organizatorzy zwrócili uwagę, że działanie to utrudniło przekazywanie środków przez osoby mieszkające w innych krajach. Robert Bąkiewicz wyraził swój sprzeciw na to działanie w mediach społecznościowych. O krok dalej poszedł wiceminister Janusz Kowalski, który złożył wniosek o kontrolę firmy do UOKiK.
Czytaj także: Czy homoseksualizm to grzech? Ksiądz wyjaśnia
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.