21 sierpnia o rowerach miejskich w Łodzi pisał Łukasz z Bałut, łódzki muzyk i performer. Wówczas na 152 stacjach doliczył się tylko 36 jednośladów.
Rowery całkiem zniknęły. Nikt nie wie dlaczego, a przecież należy się jakieś wyjaśnienie podatnikom, z których kieszeni idą na to pieniądze. Wychodzę na miasto i jedyne, z czego mogę skorzystać, to z walających się wszędzie hulajnóg - mówił "Gazecie Wyborczej" pod koniec sierpnia jeden z mieszkańców Łodzi.
Co się dzieje z rowerami w Łodzi?
Dziennikarze "Gazety Wyborczej" postanowili zgłębić ten temat. Na infolinii usłyszeli, że Łózki Rower Publiczny zmaga się z "masową skalą wandalizmu". Właśnie to zjawisko zmusiło wykonawcę do wstrzymania dostaw rowerów.
Aplikacja Freebike i strona lodzkirowerpubliczny.pl wskazują na to, że 2 września w Łodzi dostępnych jest... tylko 13 spośród 1 520 rowerów miejskich. "Wyborcza" zauważa natomiast, że miesięczny koszt funkcjonowania Łódzkiego Roweru Publicznego przekracza pół miliona, co jest zawrotną kwotą.
Okazuje się, że problemy z rowerami miejskimi rozpoczęły się wraz z nastaniem wakacji. Szczegóły w rozmowie z "GW" przekazał zastępca dyrektora Zarządu Dróg i Transportu w Łodzi Maciej Sobieraj.
W lipcu rozpoczął się exodus, jeżeli chodzi o znikające rowery ze stacji. W maju i czerwcu były już pewne braki i z tego tytułu zostały naliczone kary. W tym momencie wartość wszystkich kar to 3,9 mln zł - podkreślił urzędnik.
Sobieraj podał poza tym, że wykonawca serwisuje obecnie około 1 tys. rowerów. Urzędnicy myślą już, co zrobić, by uniknąć podobnych problemów w przyszłości. Pojawiły się koncepcje zakładające wprowadzenie dodatkowych linek do rowerów, ale i zmianę lokalizacji niektórych stacji - szczególnie tych, które są bardziej narażone na akty wandalizmu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.