Do zdarzenia doszło latem 2018 roku. Ola odwiedziła tego dnia Jarosława B. Para spotykała się często, jak podają media, wspólnie spędzany czas urozmaicali sobie narkotykami i alkoholem. W pewnym momencie mężczyznę naszło na amory, jednak partnerka nie miała na to ochoty.
W przypływie gniewu 28-latek wyrzucił 24-letnią Olę przez okno. Sam z kolei poszedł spokojnie spać. Dopiero przechodnie zauważyli ciężko ranną kobietę i wezwali pomoc.
Z połamanymi żebrami, uszkodzonym kręgosłupem, pękniętą śledzioną i wątrobą trafiła do szpitala. Lekarze uratowali jej życie. Niestety, przez wiele miesięcy musiała korzystać z wózka inwalidzkiego. Teraz czuje się lepiej - relacjonuje "Fakt".
Podczas rozprawy dochodziło do niespodziewanych zwrotów akcji. Jak donosi "Fakt" kobieta na początku utrzymywała, że nie mogła wyjść z mieszkania, jednak w jej torebce znaleziono klucze. Później zeznała, że właściwie to przypadkiem sama mogła spaść z okna.
Sąd nie uwierzył w jej zeznania. Uznał jednak, że Jarosław B. wyrzucając kobietę z okna na czwartym piętrze nie chciał popełnić morderstwa i zmienił kwalifikację czynu na ciężkie uszkodzenie ciała. 28-latek został skazany na zaledwie 5 lat więzienia. Argumentacja sądu może szokować.
Gdyby próbował zabić pokrzywdzoną, wyszedłby przed blok, żeby sprawdzić, czy osiągnął swój cel. A on tego nie zrobił, tylko poszedł spać – uzasadniali wyrok sędziowie.