41-letni Łukasz zmarł 24 sierpnia we włoskim Bari na skutek nagłego zapalenia wątroby. Jego partner Krzysztof, z którym był związany przez prawie 15 lat, teraz boryka się z licznymi trudnościami w sprowadzeniu ciała Łukasza do Polski. Od ponad tygodnia Krzysztof stara się zorganizować transport zwłok, napotykając na swojej drodze liczne biurokratyczne przeszkody.
To przerażające, że jeśli nie ma się żadnych znajomości, to tak naprawdę nic człowiek nie jest w stanie załatwić. Każdy urzędnik umywa ręce i chce otrzymać gotowy komplet dokumentów – wyznał Krzysztof w rozmowie z "Newsweekiem".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niestety, problemy wciąż się piętrzą, a Krzysztof nadal czeka w Bari na możliwość powrotu do Polski z ciałem partnera. Wiele z tych trudności można byłoby uniknąć, gdyby w naszym kraju wprowadzona została równość małżeńska.
"W tej chwili nie ma najmniejszych szans, abyśmy wrócili w tym tygodniu. Wszystko dzięki warszawskiej urzędniczce, która zapomniała powiedzieć nam o jeszcze jednym dokumencie. W rozmowie telefonicznej przyznała się, że to jej niedopatrzenie. Bez przepraszam" – napisał Krzysztof na Facebooku, wyrażając swoje rozczarowanie i frustrację wobec urzędniczej obojętności.
Krzysztof pozostaje w stałym kontakcie z Ministerstwem Spraw Zagranicznych, które monitoruje sytuację. W razie dalszych komplikacji swoją pomoc zaoferowała także posłanka Lewicy, Katarzyna Ueberhan. Mimo tych trudności, Krzysztof nie poddaje się i walczy o to, by godnie pożegnać swojego partnera w Polsce.
Byli ze sobą niemal 15 lat
Łukasz i Krzysztof byli razem niemal 15 lat, a ich wspólne życie wydawało się pełne nadziei i planów na przyszłość. Nic nie zapowiadało nadchodzącej tragedii.
"To miały być wakacje naszego życia. Twoje skończyło się zdecydowanie za wcześnie. Mieliśmy się ze sobą zestarzeć!" – napisał Krzysztof na Facebooku, wyrażając głęboki ból po stracie partnera.
Krzysztof dodał również: "Marzyłeś, by Twoje życie skończyło się nad morzem, ale nie w taki sposób. Śmialiśmy się, że odwiedzamy ciocię Bonę, ale nie miałeś powtarzać jej końca".