Starszy mężczyzna mieszka w bloku, w bydgoskiej dzielnicy Fordon. Żaden z sąsiadów nawet nie zna jego imienia, pomimo że jest tam od 30 lat.
Wiemy tyle, że pracował zawodowo, minimum parę lat jest już na emeryturze, ale tej emerytury nie bierze. Zakład Ubezpieczeń Społecznych niby źle wyliczył mu jej wysokość, więc pan uznał, że w ogóle nie będzie korzystał ze świadczenia. Co dzieje się z nieodebranymi pieniędzmi, nie mamy pojęcia - powiedzieli sąsiedzi w rozmowie z "Gazetą Pomorską".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Prawdopodobnie cierpi na chorobę psychiczną"
Mieszkanie mężczyzny znajduje się kilka pięter wyżej. Mimo to, od dwóch lat, nieustannie koczuje na schodach do piwnicy w klatce schodowej.
Prawdopodobnie cierpi na chorobę psychiczną, ale niezdiagnozowaną. Do domu nie chce wracać, więc mieszkanie jest prawie zawsze puste. Czasami pokazuje się ktoś z rodziny pana, lecz ta rodzina nim się nie interesuje - przekazali sąsiedzi "Gazecie Pomorskiej".
Mężczyźnie jedzenie często dają obcy ludzie. Ubrania prawdopodobnie bierze ze śmietników. Sąsiedzi zwrócili uwagę, że senior nie myje się. Swoje potrzeby fizjologiczne załatwia w pobliskim lesie, ale czasami zrobi to także na klatce w bloku.
Czuć smród, gdy tylko otworzymy główne drzwi wejściowe. Boimy się schodzić do piwnic. Nie dlatego, że sąsiad jest agresywny, bo on spokojny, nie pije, ale dlatego, że od fetoru mdło się robi. Pan prawie się nie odzywa. Nie reaguje też na nasze prośby, żeby poszedł do siebie. Nikt by nie wytrzymał tygodnia spania w pozycji półsiedzącej na schodach, a pan tak żyje od dwóch lat - wskazali sąsiedzi.
Co na to spółdzielnia mieszkaniowa?
Sprawa została zgłoszona do Fordońskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Magdalena Fiks, inspektor ds. public relation powiedziała "Gazecie Pomorskiej", że w lokalu mieszka bliska syn starszego pana wraz z dziećmi. Takiej wersji zaprzeczają sąsiedzi.
Na stałe nikt z jego krewnych tutaj raczej nie mieszka. Najwyżej ktoś jest zameldowany. Żona sąsiada przebywa prawdopodobnie za granicą. Możliwe, że państwo się rozwiedli - oznajmili sąsiedzi w rozmowie z "GP".
Losem schorowanego mężczyzny zajął się także Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Bydgoszczy. Ich rzeczniczka Marta Frankowska, oznajmiła, że "mimo poczynionych realnych kroków [...] do chwili obecnej nie osiągnięto rezultatów". W rozmowie z "GP" podkreśliła, że pracownik pomocy społecznej nie może żadnych stosować środków przymusu czy wywierania presji.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.