O szokującym odkryciu w Toruniu pisaliśmy już w środę (20 marca). Wówczas informowaliśmy, że w małym magazynie przy ul. Gagarina znaleziono 37 martwych zwierząt - głównie psów i kotów.
Gdy pozwolono mi tam wreszcie wejść, nie zajęło mi więcej niż pięć do sześciu minut znalezienie pierwszych martwych zwierząt - mówił w rozmowie z o2.pl Piotr Korpal, prezes Toruńskiego Towarzystwa Ochrony Praw Zwierząt.
Odór był tak duży, że uniemożliwiał przebywanie w pomieszczeniach zajmowanych przez fundację. - Nie sposób tam było oddychać, więc trzeba było wychodzić. Nawet technik policyjny musiał opuszczać pomieszczenie - relacjonował Korpal.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Toruńskie Towarzystwo Ochrony Praw Zwierząt już od poniedziałku próbowało wejść do budynku, w którym zabarykadowała się szefowa fundacji. Sęk w tym, że policja nie udzieliła asysty Piotrowi Korpalowi, który chciał odebrać zwierzęta. Początkowo do magazynu wpuszczono jedynie Violettę Hermann-Krupińską, powiatowego lekarza weterynarii.
Weterynarz - według relacji Korpala - nie dopatrzyła się bezpośredniego zagrożenia życia zwierząt przebywających w budynku. Zapach padliny wyjaśniła natomiast "kompletnym brakiem wentylacji w pomieszczeniach".
Violetta Hermann-Krupińska zabrała głos
W związku z tym odkryciem skontaktowaliśmy się z Violettą Hermann-Krupińską. Potwierdziła, że w poniedziałek (18 marca) około godz. 23:00 została poproszona o przybycie do budynku przy ul. Gagarina w Toruniu i ocenę kondycji przebywających tam zwierząt, których opiekunem była toruńska fundacja.
Moja wizyta w siedzibie fundacji nie była postępowaniem kontrolnym organu Inspekcji Weterynaryjnej, nie była związana też z postępowaniem administracyjnym wobec fundacji, nie byłam tam w charakterze organu kontrolnego, nie miałam uprawnień do przeszukiwania pomieszczeń, dlatego nie mogłam zauważyć martwych zwierząt - oznajmiła.
Następnie zrelacjonowała, że została poproszona przez policję o ocenę stanu zwierząt. Miała pomóc również w podjęciu decyzji, czy istnieją przesłanki do natychmiastowego odebrania znajdujących się w lokalu zwierząt.
Nigdy nie twierdziłam, że w pomieszczeniu fundacji nie ma nieprawidłowości, jednak zwierzęta w czasie wizytacji przebywające w pomieszczeniach fundacji były w mojej ocenie w dobrej kondycji, te które przebywały w klatkach kenelowych miały wodę i karmę, kuwety z piaskiem. Zachowywały się w sposób odpowiadający gatunkowi. Wolno żyjące psy były w dobrym stanie odżywienia, żywo reagowały na otoczenie, były silnie związane z właścicielką fundacji - mówi.
Uznałam więc, że natychmiastowe odebranie i wywożenie zwierząt w środku nocy nie było zasadne, gdyż nie było bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia zwierząt. Podkreślam ponownie, że nie miałam możliwości zobaczenia pochowanych w kartonach zwłok zwierząt, w kompetencji lekarza weterynarii nie ma rewizji i przeszukiwania pomieszczeń - dodaje.
Wyjaśniła również, że "działające na terenie kraju fundacje, domy tymczasowe itp. nie znajdują się pod nadzorem Inspekcji Weterynaryjnej". - Inspekcja zasadniczo nie kontroluje warunków, w jakich ludzie z tych organizacji utrzymują zwierzęta, a na pewno nie jest uprawniona do przeszukiwań - podkreśla.
Inspekcja Weterynaryjna nie jest również uprawniona do podejmowania decyzji o natychmiastowym odbiorze zwierząt właścicielowi lub opiekunowi (...) Nie ma nawet konieczności zasięgania opinii lekarza weterynarii w tej sprawie a ja w żadnym stopniu nie byłam osoba decyzyjną, wydałam tylko swoją opinię w sprawie - podsumowała Violetta Hermann-Krupińska.