Wszystko wydarzyło się w czwartek późnym wieczorem. Louis i Domenica Demaret spali spokojnie w swoim domu w mieście Liege we wschodniej Belgii. W pewnym momencie obudził ich donośny szum lecącego samolotu. Dźwięk wydał im się wyjątkowo głośny, jakby maszyna leciała bardzo nisko.
Po chwili szum zamienił się w gwałtowny huk, przypominający uderzenie pioruna. W tym samym momencie włączył się zainstalowany w budynku alarm. Małżeństwo nie miało pojęcia, co się wydarzyło. Pan Demaret wyjrzał przez drzwi, ale w ciemności nie dostrzegł niczego podejrzanego. Zaniepokojona para wróciła więc do łóżek.
Fragment samolotu spadł na dom staruszków. Cudem uniknęli śmierci
Rankiem do drzwi starszego małżeństwa zapukał sąsiad. Na jego twarzy malowało się wyraźne zdziwienie. Mężczyzna oświadczył, że na ich podwórku leży… wrak samolotu. Wtedy wszystko stało się jasne. To właśnie fragment maszyny uderzył w nocy w dach Belgów. Gdy staruszkowie zdali sobie z tego sprawę, ogarnęło ich przerażenie.
Pani Demaret zalała się łzami. - Nigdy w nie byliśmy tak przerażeni – wyznała później "The Sun". Obiekt był ogromny, mierzył mniej więcej 2 na 3 metry. Gdyby uderzył z nieco większą siłą, mogłoby dojść do tragedii.
To niewiarygodne. Jesteśmy w szoku i zastanawiamy się, jak to się mogło stać?! Cudem uniknąłem śmierci. Gdyby to przebiło się przez dach, wpadłoby prosto do mojego łóżka – pan Demaret powiedział "The Sun".
Na szczęście skończyło się tylko na popękanych dachówkach i uszkodzonej bramie garażowej. Małżeństwo skontaktowało się z policją, która rozpoczęła dochodzenie w tej sprawie. Okazało się, że maszyna, która spadła na dom Demarytów, to fragment silnika Boeinga 747 linii Air Atlanta, który wystartował z pobliskiego lotniska Liege i był w drodze na Maltę.
Rzecznik lotniska Christian Delcourt, potwierdził, że silnik rozpadł się wkrótce po starcie, około północy. Pilotom cudem udało się dotrzeć do miejsca docelowego, gdzie samolot został naprawiony. Państwo Demeret dochodzą do siebie po niepokojącym incydencie.