Do śmierci Doroty w szpitalu w Nowym Targu prawdopodobnie nie doszłoby, gdyby lekarze nie czekali na śmierć płodu i opinię krajowego konsultanta, a po prostu zareagowali na czas.
Zamiast tego, pacjentce z bezwodziem kazano leżeć z nogami w górze i czekać, aż wody ponownie "nadpłyną". Nie nadpłynęły, a 33-latka zmarła po tym, jak w jej organizmie rozwinął się stan zapalany.
Czytaj także: Mąż doniósł na żonę. Sąd dopuścił do sprawy Ordo Iuris
Nikt nie wspomniał o tym, że można wywołać poronienie i ratować Dorotę, bo szanse na przeżycie dziecka są nikłe - mówił w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" mąż zmarłej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Teraz do sprawy odniosła się Barbara Zientek, mama Izabeli z Pszczyny, która tragiczną śmierć ciężarnej córki opłakuje od ponad dwóch lat. Kobieta nie kryje rozgoryczenia tą sytuacją i w rozmowie z mediami podkreśla, że w jej przypadku "czas nie leczy ran".
Śmierć mojej córki niczego nie zmieniła. Popieram kobiety, że walczą o swoje prawa. Teraz w Polsce strach rodzić, strach iść do szpitala - komentuje kolejną śmierć w wyniku zakazu aborcji w Polsce na łamach "Faktu".
Kobieta dodaje, że jej zdaniem coś złego dzieje się ochronie zdrowia. Zauważa, że sama rodziła dzieci w latach 80. ubiegłego wieku bez znieczulenia, ale i wtedy nie zdarzały się takie tragedie.
Minęły niecałe dwa lata i dalej to samo. Mamy XXI wiek: postęp medyczny, aparaturę najwyższej klasy i zdarzają się takie tragedie - komentuje rozżalona w rozmowie z dziennikarzami "Faktu". - Ile jeszcze musi odejść matek, córek, sióstr. Ile jeszcze dzieci w tym kraju zostanie sierotami? – pyta pani Barbara.
Czytaj także: Renata Dancewicz nie kryje oburzenia. "Hańba i wstyd"
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.