Sprawa Marcina Dubienieckiego ciągnie się już od dłuższego czasu. Niedawno trafiła do sądu. Jest on oskarżony o wyłudzenia 14 mln zł z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych oraz pranie pieniędzy. Spędził w areszcie 14 miesięcy, nadal nie może opuszczać kraju. Ostatnio wybuchła także afera paszportowa nazywana "taśmami Dubienieckiego".
Na początku stycznia krakowscy prokuratorzy zdecydowali o zlicytowaniu jego aut. To bardzo drogie wersje Porsche 911 - Carrera 2 i Carrera 4S. Marcin Dubieniecki mimo zakazu korzystał z tych samochodów, choć miały stać w garażu jego ojca.
"To moja prywatna sprawa. A to porsche dostałem od bezdomnego"
Ale teraz znów przyłapano go w kolejnym, luksusowym samochodzie. W weekend pojawił się w Sopocie za kierownicą porsche 911 GTS Carrera. To cacko warte kilkaset tys. zł. "To nie jest auto, które zabezpieczyliśmy na poczet kary. Nic nam o nim nie wiadomo" - powiedział "Super Expressowi" rzecznik krakowskiej prokuratury regionalnej Włodzimierz Krzywicki.
Sam Dubieniecki wszystko obraca w żart i kpi z wymiaru sprawiedliwości. "Mam tyle aut, że mogę z nich korzystać tak jak chcę. To moja prywatna sprawa. A to porsche dostałem od bezdomnego, pana Mirosława z Warszawy. To podobno modne ostatnio" - wyjaśnia były mąż Marty Kaczyńskiej. Nawiązał przy tym do słynnych już słów ojca Rydzyka.
Redemptorysta chwalił się ostatnio, że dostał "dwa volkswageny, drugi taki czerwony". W jego przypadku chodziło jednak o "pana Stanisława z Warszawy". Bezdomny kupił je, bo wygrał w totka, a potem zmarł. Przynajmniej tak twierdzi ojciec Rydzyk.
Sprawa wywołała poruszenie, a teraz ma swój ciąg dalszy. Bo CBA przekazało Prokuraturze Okręgowej w Warszawie dwa zawiadomienia w tej sprawie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.