Do tragedii doszło w nowozelandzkiej miejscowości Parkside, na przedmieściach Timaru. Tam 40-letnia lekarka Lauren Dickason zamordowała w czwartek swoje córki — dwuletnie bliźniaczki Mayę i Karlę oraz ich starszą siostrę Liane. Jak podaje lokalny portal stuff.co.nz, kilka tygodni temu rodzina przeprowadziła się do kraju z RPA, gdzie zarówno matka jak i ojciec pracowali jako lekarze.
"Czy to się dzieje naprawdę?"
Mąż Lauren, Graham Dickason znalazł ciała, gdy wrócił do domu krótko przed godziną 22 w czwartek. Szybko zadzwonił po pogotowie ratunkowe. Jak opisują sąsiedzi, w tym czasie słyszeli z ich domu głośne krzyki: "Czy to się dzieje naprawdę?". Pogotowie przyjechało po kilku minutach, ale dziewczynek nie udało się uratować.
Ich matka została zabrana do szpitala psychiatrycznego w Timaru. W piątek poinformowano, że kobieta czuje się dobrze i nie można mówić o jej niepoczytalności. 40-letnia matka została aresztowana i w piątek usłyszała już zarzuty zabójstwa. W sobotę rano ma pojawić się w sądzie okręgowym w Timaru.
Rodzina przeprowadziła się z RPA
Jak podaje "The New York Post", rodzina przyjechała do Nowej Zelandii pod koniec sierpnia i była w Timaru tylko przez tydzień. Wcześniej przebywała na obowiązkowej kwarantannie ze względu na sytuację epidemiczną w kraju. W oświadczeniu lokalny inspektor policji Scott Anderson zapewnił społeczność, że do zabójstw doszło w "konkretnej rodzinie i nie szukamy nikogo innego z zewnątrz".
W tej chwili policja ustala wszystkie okoliczności zdarzenia. Nie podaje żadnych innych szczegółów dotyczących tragicznej śmierci trójki dzieci. Wiadomo, że oboje rodzice są lekarzami i pracowali w południowoafrykańskim szpitalu Pretoria East przed przyjazdem do Nowej Zelandii, Niedawno obchodzili także 15. rocznicę ślubu.
Czytaj także: Testament księcia Filipa nie ujrzy światła dziennego przez dekady. Chodzi o jego godność
"Jesteśmy w szoku"
W oświadczeniu rodzice Lauren Dickason, Wendy i Malcolm Fawkes z RPA, powiedzieli portalowi Stuff, że byli "zdruzgotani" tragedią. "Jesteśmy w szoku, gdy próbujemy zrozumieć, co się stało. Prosimy o modlitwę i wsparcie w tym bardzo trudnym czasie" – mówili.
Maria Mandy Sibanyoni, która przez trzy lata pracowała jako opiekunka dzieci w ich domu w Pretorii, powiedziała Sunday Times, że była "wstrząśnięta" tym, co się stało. "W tej rodzinie nigdy nie było żadnych kłótni. Traktowaliśmy się nawzajem jak rodzina. Ja też byłam rodziną. Naprawdę nigdy nie zauważyłam nic dziwnego" – powiedziała.
Dodała, że ostatnio rozmawiała z Lauren w czerwcu, gdy rodzina przygotowywała się do przeprowadzki do Nowej Zelandii. "Gdy widziałem ją po raz ostatni, wszystko było w porządku i była szczęśliwa, że jedzie" – powiedziała Sibanyoni.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.