Przypomnijmy, że dramat mieszkańców bloku przy ul. Strobanda w Toruniu zaczął się w Wielką Sobotę (30 marca). Pożar rozdzielni pozbawił prądu kilkanaście rodzin. Perspektywy były przygnębiające. Zarządca zapowiadał, że elektryczności nie będzie dwa, a nawet trzy tygodnie.
Lokatorzy wzięli sprawę w swoje ręce i nagłośnili sprawę w mediach. Redakcja o2.pl natychmiast skontaktowała się z przedstawicielem Zarządu Nieruchomości Toruńskich i dostawcą prądu, spółką Energa.
Początkowo obydwa podmioty przerzucały się odpowiedzialnością za sprawę. Prezes ZNT Jarosław Bednarski przekazał, że "nie może działać, bo na infolinii poinformowali go, że nie jest uprawniony do demontażu liczników". Mieszkańcom przekazano, że każdy licznik trzeba zgłosić osobno.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odbijałem się telefonicznie od jednego konsultanta do drugiego. Nie mam mocy sprawczej, aby wpłynąć na działania Energi - tłumaczył w rozmowie z o2.pl zarządca nieruchomości.
Energa z kolei rozkładała ręce, twierdząc, że nie jest w stanie nic zdziałać, bo "rozdzielnia należy do zarządcy nieruchomości", a spółka może podłączyć liczniki "tylko na gotową instalację".
Mieszkańcy nie mogli też liczyć na reakcję Urzędu Miasta Torunia (urząd podkreślał, że wszystko jest w gestii zarządcy i wspólnoty). Początkowy pat udało się ostatecznie ominąć.
Po przepychankach i naszej interwencji, obydwa podmioty zabrały się do pracy. Najpierw Grzegorz Baran, koordynator ds. kontaktów z mediami spółki Energa Operator uzyskał zgodę dla zarządcy na samodzielne wymontowanie liczników.
Baran skontaktował się również z Bednarskim, koordynując dalsze działania. Gdy ZNT nie mogło znaleźć tymczasowego agregatu (do czasu wykonania rozdzielni właściwej, w terminie dwóch tygodni), Energa wykonała przyłącze tymczasowe.
Od piątku (05.04) mieszkańcy mogą cieszyć się elektrycznością "na nowo", a czas realizacji skrócił się z zapowiadanych dwóch, trzech tygodni do kilku dni. Mieszkańcy cieszą się, że powrót do normalności jest coraz bliżej.
Mieszkańcy mówią o końcu horroru
Lokatorzy bloku przy ul. Strobanda nie wierzyli, że sprawę uda się zażegnać tak szybko. Do komunikatów zarządcy i Energi podchodzili nieufnie. Dopiero gdy w piątek zobaczyli kilka wozów dostawcy prądu, zaczęli wierzyć, że wszystko zbliża się do szczęśliwego finału.
To był trudny tydzień, pełen nerwowości i niepewności. Nie wierzyliśmy, że uda się coś zdziałać - mówi nam Katarzyna Siemińska, mieszkanka bloku.
Siemińska twierdzi, że kluczową rolę odegrały w ich sprawie media. Podkreśla wagę naszej interwencji.
Dzięki pomocy mediów, w tym o2.pl, które jako pierwsze się nami zainteresowało - po niemalże tygodniu udało się postawić tymczasowa rozdzielnie, a tym samym przywrócić dostęp prądu. Cieszymy się, że wracamy do rzeczywistości, jednocześnie dziękujemy mediom za pomoc - dodaje Siemińska.
Jej zdanie podziela innym mieszkaniec, Filip Dobrowolski, który zaalarmował nas o całej sytuacji.
Początkowo odbijaliśmy się od drzwi do drzwi. Niestety wszystkie okazywały się zamknięte. Dzięki interwencji mediów sprawa nabrała tempa, a w zasadzie w ogóle ruszyła. Z odpowiedzi "nic nie możemy zrobić" przeszliśmy do "dzisiaj zapewnimy alternatywne zasilanie" - uważa Dobrowolski.
Mężczyzna dodaje, że "okres świąteczny z pewnością był trudny, ale jak widać po interwencji o2.pl sprawę udało się załatwić w kilka godzin od przyjazdu ekipy energetyków".
To jeszcze nie jest koniec sprawy
Mieszkańcy są poirytowani, że dopiero interwencja mediów pozwoliła im wrócić do pewnej normalności. Wiele wątków w tej sprawie jest jeszcze otwartych.
Wciąż pozostaje kwestia okropnego zapachu na klatce i w mieszkaniach (ta ma zostać rozwiązana na dniach) oraz odbudowy właściwej rozdzielni i naprawy skutków pożaru. Jako mieszkańcy mamy ogromne nadzieje, że wszystkie naprawy zostaną przeprowadzone w odpowiedni sposób i z wykluczeniem ryzyka ponownego wystąpienia awarii - mówi stanowczo Filip Dobrowolski.
Dodajmy, że sprawa awarii trafiła do prokuratury. Mieszkańcy złożyli zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa z art. 163. Kk. Uważają, że pożar nie był dziełem przypadku, a "lekceważeniem problemów, które narastały od kilku tygodni".
Prok. Andrzej Kukawski z Prokuratury Rejonowej w Toruniu potwierdził, że takie zawiadomienie rzeczywiście wpłynęło. Wiadomo, że śledczy się nim zajmują.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl