Ponad tysiąc osób przyszło pożegnać Lizę i wyrazić swój sprzeciw wobec przemocy i znieczulicy, jakie dotknęły młodą Białorusinkę, która w Polsce szukała schronienia przed reżimem Łukaszenki.
Uczestnicy marszu zebrali się na ulicy Żurawiej pod bramą, gdzie w poniedziałek została zaatakowana młoda kobieta.
Protest rozpoczęły przemowy organizatorek. Apelowały one o zmiany w prawodawstwie oraz o to, żeby takie sytuacje nigdy nie pozostawały bez reakcji - niczyjej. W pewnym wśród milczącego tłumu rozległ się krzyk pełen bólu i złości wrzask. Minutę krzyku dla Lizy każdej kobiety, która padła ofiarą gwałtu zainicjowała białoruska aktywistka Jana Shostak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z Żurawiej protestujący ruszyli w kierunku Pałacu Kultury i Nauki. Szli w milczeniu, a towarzyszące im emocje oddawały jedynie wymowne transparenty.
"To mogła być moja córka", "Lizo przepraszam", "Kobieta nie jest łupem", "Ani jednej więcej" - czytamy na nich.
Czytaj także: "Lubił się bawić". Znajomi o Dorianie S.
Jana Shostak: minuta krzyku dla Lizy
Nie mogę zapomnieć o tych osobach, które przechodziły i nie zwróciły uwagi na tę okrutną przemoc - mówiła do zgromadzonych Jana Shostak. - W imieniu Lizy, w imieniu każdej z nas zachęcam do minuty krzyku.
Cisza potrafi być największym krzykiem - skomentowała jedna z inicjatorek marszu, aktywistka Maja Staśko.
Bycie kobietą może być wyrokiem śmierci - mówi pani Ela, jedna z uczestniczek marszu w rozmowie z o2.pl - To mogłaby być każda z nas. Ja, moja siostra, koleżanka. I to jest najbardziej przerażające.
Liza przez pięć dni walczyła o życie. Zmarła w szpitalu w piątek, 1 marca.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.