Zapewne wielu z nas wciąż jeszcze ma w swoich domach monety z okresu PRL. Choć zdecydowana większość z nich ma głównie wartość historyczną, to mogą znajdować się wśród nich prawdziwe perełki, za które kolekcjonerzy są gotowi sporo zapłacić. Jak przypomina portal gs24.pl tym, o tym, ile dana moneta lub banknot jest wart, zależy od wielu czynników.
Wpływ na jej wartość ma nie tylko stan jej zachowania, ale także ilość egzemplarzy, jakie pojawiły się na rynku. Wielu kolekcjonerów szuka także monet z defektami menniczymi, które czynią monetę wyjątkową. Jedną z monet, której poszukują kolekcjonerzy, jest moneta o nominale 1 zł wybita w 1957 roku. Choć została ona wydana w nakładzie sięgającym 58,5 miliona egzemplarzy, do teraz zachowało się ich stosunkowo niewiele.
Winne są temu zarówno stosunkowo mała trwałość aluminium, z którego została wykonana, jak i fakt, że po wycofaniu jej z obiegu większość została przetopiona. Dlatego część kolekcjonerów jest w stanie zapłacić za nią nawet 2000 zł, o ile jej stan będzie dobry. Te gorzej zachowane mogą być warte zaledwie kilkanaście złotych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wysoka cena za 10 groszówkę
Jedną z bardziej pożądanych monet z okresu PRL jest moneta o nominalne 10 gr. Choć została wybita w ilości 80 mln sztuk, dziś trudno ją spotkać. Na jednej z aukcji za monetę o tym nominale kolekcjoner zapłacił 33 tys. zł.
Co wyjątkowego miała w sobie ta konkretna 10-groszówka? Okazuje się, że o jej wartości zdecydowało nie to, co miała, ale czego jej brakowało. Na monecie zabrakło bowiem znaku mennicy, w której została wybita. Jak wskazują eksperci, 10-groszówka z 1973 roku bez znaku mennicy jest najrzadszą monetą z okresu PRL i to mimo sporej ilości wybitych egzemplarzy.