Z wyrokiem, który zapadł w środę 10 lipca nie może pogodzić się matka ofiary. Kobieta po uniewinnieniu policjantów z płaczem wybiegła z sali sądowej.
Wcześniej funkcjonariusze Marzena L., która przyjmowała skargi Moniki i jej matki, jej przełożony Paweł I., wiceszef Wydziału Kryminalnego oraz Piotr R. i Krzysztof W., którzy zdaniem prokuratury sfałszowali notatki służbowe ze zgłoszeń ofiary, zostali postawieni przed sądem przez prokuraturę.
Sąd uznał jednak, że są niewinni, a za fałszowanie dokumentów powinni odpowiadać służbowo. Dodał też, że prokuratura stawiając w stan oskarżenia policjantów za wszelką cenę próbowała znaleźć winnych tragedii, jaka spotkała Monikę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To spowodowało, że prokurator zdecydował się na postawienie w akt oskarżenia innych osób, które brały udział w procesie udzielania pomocy Monice G. Poszukiwał dowodów, które miały przesądzić o winie oskarżonych. Tego się nie udało zrobić i stąd wyrok uniewinniający. To nie są dowody, które przemawiałyby za słusznością oskarżenia - tłumaczyła zasadność wyroku sędzia Marzena Lehwark.
Z takim wyrokiem nie zgadza się rodzina zamordowanej. Brat Moniki G. w rozmowie z dziennikarzami "Faktu" nazwał wyrok "skandalem i farsą".
Monika G. przed śmiercią wielokrotnie skarżyła się policjantom, że były partner, Sławomir B. ją nachodzi i grozi. Jak twierdzą jej bliscy, nie otrzymała jednak ochrony ze strony policji, a funkcjonariusze fałszowali notatki w sprawie. Zginęła na oczach matki wielokrotnie dźgana nożem. Sławomir B. popełnił samobójstwo.