Przypomnijmy, że Bartłomiej B. na początku lipca zamordował swojego brata. Miał zadać mu kilka ciosów siekierą, gdy mężczyzna spał. 34-latek zaatakował też swojego ojca. 65-latek przeżył atak oprawcy, ale zmarł kilka tygodni później w szpitalu.
Sprawca morderstwa trafił najpierw do Zakładu Karnego w Zamościu. Tam próbował popełnić samobójstwo. Następnie został zamknięty w szpitalu psychiatrycznym w Radecznicy. Z tej placówki uciekł w nocy z 6 na 7 października.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po kilkudniowych poszukiwaniach, służby zatrzymały Bartłomieja B., który planował ucieczkę na Słowację, a później do Włoch. Sąsiedzi już wtedy mówili, że to inteligentny człowiek. Przewidywali, że będzie chciał wymknąć się wymiarowi sprawiedliwości.
Sąsiedzi Bartłomieja B. w szoku. Mówią o powodach ataku
Dziennikarze "Faktu" dotarli do bliskich i sąsiadów mordercy. Wskazują, że kiedyś "bracia się lubili". Wszystko zmieniło się, gdy Bartłomiej B. zaczął mieć problemy z alkoholem. Podobno bliscy zabraniali 34-latkowi pić. Jeden z pracowników piekarni w Biłgoraju podkreślił, że "Bartek nigdzie ostatnio nie pracował".
Bezrobotny B. pił coraz częściej. Po alkoholu stawał się wyjątkowo agresywny. Sąsiedzi wskazują, że awantura o picie mogła doprowadzić do tragedii. Wiadomo, że po zbrodni mężczyzna udał się na pobliską stację benzynową, gdzie kupił i wypił alkohol, a następnie poinformował policję o tym, co zrobił swojej rodzinie.
Nikt nie wie, co mu do głowy strzeliło. Dlaczego zabił bliskich... To normalna dobra rodzina. Bartek chodził z moją córką do szkoły, był zwykłym chłopakiem, nie wyróżniał się w żaden sposób - mówi sąsiadka B. w rozmowie z "Faktem".
Dodajmy, że funkcjonariusze obawiali się, że mężczyzna może zaatakować jeszcze swoją matkę. Kobieta otrzymała ochronę. Ostatecznie Bartłomiej B. został zatrzymany w Żarnowej na Podkarpaciu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.