Rosyjska inwazja na terytorium Ukrainy w ostatnim czasie wydaje się coraz mocniej komplikować z perspektywy najeźdźcy. Armia ukraińska przeprowadza obecnie kontrofensywę.
Chociaż eksperci coraz częściej mówią o tym, że możemy być właśnie świadkami rozpoczęcia "Wojny o Krym", Rosja nie pozostaje bezbronna. Częściowa mobilizacja trwa już od dłuższego czasu i na front nadal napływają świeże siły.
Dodatkowo rosyjska armia nie ustaje w atakowaniu celów cywilnych na terytorium Ukrainy, zadając straty przede wszystkim w morale obrońców. Z drugiej strony sukcesy kontrofensywy przynoszą Ukraińcom nadzieję.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj również: "Władimir Putin upada". Rosja po cichu mobilizuje cały kraj
W tle mówi się również o kolejnej transzy pomocowej, jaka ma zostać przekierowana do Ukrainy ze Stanów Zjednoczonych - wysokość wygospodarowanych środków ma wynosić aż 5,4 mld dolarów i ma starczyć na sześć miesięcy finansowania działań wojennych.
Równocześnie Rosjanie nadal mają w pamięci ostatecznie nieudaną próbę puczu rozpoczętą przez Jewgienija Prigożyna, która zamiast postawić cały kraj w stan gotowości, boleśnie obnażyła jego słabości w kontekście obrony wewnętrznej.
Nic więc dziwnego, że w Rosji do tego tematu zaczęto podchodzić poważniej, mimo że front teoretycznie jest daleko od stolicy kraju.
Czytaj także: Desperacja rosyjskich żołnierzy. Wyciekło nagranie
Jak informuje portal Biełsat na swoim profilu na platformie X, rankiem 3 października na kilku moskiewskich stacjach metra można było usłyszeć komunikaty informujące o testach systemu ostrzegania.
Odpowiedni komunikat puszczano co minutę. - Władze Moskwy przygotowują się na coś? - zastanawia się Biełsat.
Czytaj również: Rosjanin zdezerterował. Szok, ilu żołnierzy wroga za nim poszło
Oczywiście równie dobrze może być to rutynowa kontrola, czy cały system działa bez zarzutu, lecz według lokalnych mediów nie ma w tym przypadku. Zresztą, przezorny zawsze ubezpieczony.