Wybory wydobyły z czeluści amerykańskiej polityki ogromną ilość szlamu i zadawnionych nienawiści. Ujawniły złowrogie konsekwencje kurczenia się klasy średniej. Wskazywały na cenę, jaką płaciła stabilność polityczna Republiki za nierówny status konstytucyjny kobiet. Wyznaczały kres konserwatywnej Koalicji Chrześcijańskiej i ujawniły przeraźliwą pustkę obu głównych partii politycznych.
Najlepszy, najładniejszy i najszybszy koń
O nominację republikańską ubiegało się 17 kandydatów. Podczas konferencji szefowie kampanii mówili o swoich kandydatach i o kampanii w sposób, w jaki dżokeje mówią o swoich koniach i o warunkach na torze wyścigowym.
"Naszą strategią było nie podnosić głowy", powiedział szef kampanii florydzkiego senatora Marco Rubio. Szef kampanii gubernatora Wisconsin Scotta Walkera powiedział: "Naszą drogą miała być długa rozgrywka". Szef kampanii Teda Cruza mówił o tym, na którym torze ścigał się jego koń.
Były szef kampanii Trumpa, analityk CNN Corey Lewandowski, przemawiał najdłużej. Jego koń był najlepszy, najładniejszy, najszybszy i pobiegł "w najbardziej niekonwencjonalnym wyścigu w dziejach prezydentury". Opowiedział historię, zapewne apokryficzną, o tym jak w roku 2012 Mitt Romney był wożony na spotkania kampanijne limuzyną, by w ostatniej chwili przesiadać się do chevroleta. Ale nie Trump. Trump wszędzie latał własnym odrzutowcem.
"Naszym celem było zadbanie o to, że kandydujemy jako populiści, że naszym bogactwem puszymy się, a nie uciekamy przed nim, i zmonopolizowanie uwagi mediów poprzez wykorzystywanie mediów społecznościowych jak nikt inny", szczycił się Lewandowski. "Wiedzieliśmy, że gdy Donald Trump zamieści tweeta, Fox News będzie relacjonować to na żywo".
Organizowanie ludzi w terenie należało do przeszłości. Gazety, anonse w prasie? Bez znaczenia, powiedział. "Donald Trump kupuje atrament na stacje telewizyjne", powiedział. Trump nie ścigał się na żadnym torze. Trump ścigał się samolotem.
Jak kłamią sondaże
Szef kampanii senatora z Karoliny Południowej Lindseya Grahama stwierdził, że wiele zależało od decyzji Fox News, by na podstawie sondaży określić, kto weźmie udział w debatach przed prawyborami, gdzie który kandydat będzie stał na scenie i jak wiele otrzyma czasu na wizji.
W wyborach 2016 roku sondaże były skandalem na skalę niemal równą skandalowi "Dewey pokonał Trumana", skandalem przewidywanym przez ludzi z branży. Podczas wyborów prezydenckich 2012 roku 1200 organizacji politycznych przeprowadziło 37 tysięcy sondaży, wykonując ponad trzy miliardy rozmów telefonicznych. Większość Amerykanów — ponad 90 procent — odmawiała rozmowy. Autorzy sondaży dla Mitta Romneya uważali, nawet w wyborczy poranek, że Romney zwycięży.
Przeczytaj także: Wybory prezydenckie w USA. Ludzie zbroją się na potęgę
Studium z 2013 roku — sondaż — wykazało, że trzech na czterech Amerykanów nie ufało badaniom opinii publicznej. Jednak dziewięć na dziesięć osób najpewniej nie ufało sondażom tak bardzo, że odmawiali udzielenia odpowiedzi na pytanie, co oznaczało, że rezultaty tego sondażu nie znaczyły zupełnie nic.
Sondaże otworzyły Trumpowi drogę do debat Partii Republikańskiej, sondaże umieściły go na środku sceny i sondaże ogłosiły go zwycięzcą. "Donald J. Trump zdominował sondaż «Time'a»", ogłosił na swej stronie sztab kampanii Trumpa po pierwszej debacie, odnosząc się do tekstu "Time'a", że 47 procent respondentów sondażu stwierdziło, iż debatę wygrał Trump.
Przeczytaj także: Uderzyli w Trumpa. Hakerzy ukradli ponad 2 mln dolarów
"Sondaż" "Time'a" przeprowadził portal PlayBuzz, zamieszczający popularne treści oraz "quizy, sondy, listy i inne atrakcyjne formaty" celem generowania ruchu na stronach. PlayBuzz zebrał około 70 tysięcy "głosów" od odwiedzających stronę "Time'a" w natychmiastowym sondażu internetowym. "Time" zamieścił ostrzeżenie: "Wyniki tej sondy nie mają naukowych podstaw". Mniej szanujące się strony nie bawiły się w ostrzeżenia.
"Prawie się nam udało"
Każdy główny ośrodek badania opinii źle ocenił wynik wyborów 2016 roku, przewidując zwycięstwo Hillary Clinton. Różnica głosów nie była wielka. Clinton zwyciężyła w głosowaniu powszechnym; Trump zwyciężył w Kolegium Elektorów. Spotkanie w Kennedy School było jedną z pierwszych formalnych prób zrozumienia, co dokładnie się wydarzyło.
Gdy szefowie kampanii republikańskich kandydatów skończyli omawiać swe działania, przemówili demokraci.
"Hillary, o czym wielu nie pamięta, trafiła do polityki wyborczej na późnym etapie swojej kariery", stwierdził szef jej kampanii Robby Mook. "Zaczynała z Funduszem Obrony Dzieci…".
Kampania Clinton nie powiedziała wiele nowego na temat Hillary Clinton, kandydatki znanej Amerykanom aż nazbyt dobrze. Mook najwyraźniej miał niewiele do dodania. Szef kampanii Berniego Sandersa wyglądał na wyczerpanego. Kręcił głową. "Prawie się nam udało".
Bardziej oczywiste wyjaśnienia porażki Clinton nie zostały nazwane. Obama nie zdołał wychować nowego pokolenia talentów politycznych. Komitet Krajowy Demokratów, uważając nominację Clinton, a nawet jej zwycięstwo za nieuniknione, zwalczał konkurencję.
Clinton, poświęcając czas na gromadzenie funduszy u zamożnych liberałów od Hollywood po wybrzeże Atlantyku, zaniedbała kampanię na terenie "swing states" i nie spotykała się z białymi robotnikami. Gdy Trump zdobył nominację, nie robiła wiele poza wskazywaniem na wady jego charakteru, choć najgłośniejsi zwolennicy Trumpa od samego początku twierdzili, że taka forma prowadzenia kampanii spełznie na niczym.
Sztab Clinton uważał, że kariera polityczna Trumpa dobiegła końca, gdy do mediów wyciekło nagranie, jak mówi, że najlepszym podejściem do kobiet było "łapać je za c*pę". Nawet to jednak nie pozbawiło go poparcia konserwatywnych chrześcijan.
"Choć media starały się pokazać osobowość Trumpa jako przykład kultu jednostki, ironią losu jedyną rzeczą, jaką wyborcy się nie ekscytowali, była jego osobowość", pisała Ann Coulter w książce "In Trump We Trust", spiesznie napisanej polemice kampanijnej, która — podobnie jak jej wcześniejsze dzieła — w najmniejszym stopniu nie przejmowała się dowodami.
"Nie mam czasu na przypisy", pisała. Jeśli chodzi o oskarżanie Trumpa o dwulicowość i zdeprawowanie, Coulter słusznie przewidywała, że wyborcy się tym nie przejmą: "Trump może zrobić wszystko i zostanie mu to wybaczone", pisała, "chyba że zmieni zdanie w kwestii imigracji".
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Jill Lepore "My, naród. Nowa historia Stanów Zjednoczonych", która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.
Autor: Jill Lepore — wybitna amerykańska historyczka, pracująca na Uniwersytecie Harvarda. Urodziła się i wychowała w Massachusetts, studiowała na Uniwersytecie Michigan, później w Yale. Pisze o amerykańskiej historii, prawie, literaturze i polityce. Autorka wielu nagradzanych książek, za "The Secret History of Wonder Woman" otrzymała w 2015 roku prestiżową nagrodę American History Book Prize. Pisze dla "New Yorkera", jej eseje i recenzje ukazują się także w "The New York Times", "The Times Literary Supplement", "The Journal of American History i Foreign Affairs". Jak twierdzi: "Historia to sztuka argumentowania na temat przeszłości poprzez opowiadanie historii, które można poprzeć dowodami". Mężatka, matka trójki synów.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.