Ana Uglow, miała 17 lat. Pojechała na wycieczkę szkolną do Nowego Jorku, Filadelfii i Waszyngtonu. Zemdlała w swoim pokoju hotelowym.
Wcześniej miała powiedzieć nauczycielom, że czuje ogromne zmęczenie. Prosiła o możliwość wizyty u lekarza. Ci jednak zbagatelizowali skargę dziewczynki, która dwa dni później zmarła. Tak przynajmniej twierdzą państwo Uglow - rodzice dziecka.
Okazało się, że dziewczynka ma sepsę. W raporcie głównego lekarza sądowego miasta Nowy Jork stwierdzono, że Ana z Redland w Bristolu zmarła z powodu zapalenia oskrzeli i posocznicy komplikującej grypowe zakażenie górnych dróg oddechowych.
Jeden z nauczycieli tłumaczy jednak, że była tylko zmęczona i miała zatkany nos. Nic nie wskazywało na tragedię. Dr Chris Danbury, konsultant w dziedzinie intensywnej terapii, powiedział, że przed śmiercią Ana była opisywana jako „sprawna, zdrowa kobieta bez znaczącej historii medycznej w przeszłości”.
Myślę, że miała infekcję, a 18 grudnia prawdopodobnie zachorowała na sepsę. 19 grudnia prawdopodobnie doznała szoku septycznego - powiedział Danbury.
Ana miała objawy przypominające przeziębienie przez dwa dni przed podróżą. Później poczuła się lepiej i 14 grudnia wyruszyła z Bristolu do Waszyngtonu. Następnego dnia dziewczynka powiedziała swojej matce Natalii Uglow, że jest „wyczerpana” po odbytej pieszej wycieczce po Waszyngtonie.
16 grudnia Ana „nie miała energii na spacer”. Poprosiła więc o możliwość pozostania w hotelu, podczas gdy grupa udała się do Narodowego Muzeum Historii i Kultury Afroamerykanów.
Było już za późno
Następnego dnia, podczas podróży do Filadelfii skarżyła się swojej mamie przez telefon na gorączkę i kaszel. Bała się, że może mieć infekcję klatki piersiowej. Mama zasugerowała jej, żeby poprosiła nauczycieli o możliwość wizyty u lekarza.
18 grudnia Ana powiedziała matce, że wymiotowała przez całą noc. Poprosiła nauczycieli, o to, by zostać w swoim pokoju hotelowym, ale „zmusili ją do pójścia na pieszą wycieczkę, ponieważ nie mogli zostawić jej samej” - powiedziała pani Uglow.
Powiedziała, że pan Hambly powiedział jej, że miałaby wyższą temperaturę, gdyby miała infekcję klatki piersiowej i poradził jej, aby wzięła paracetamol - mówi załamana matka.
Podczas wycieczki wymioty nie ustąpiły. Tak samo jak kaszel i gorączka. Później, już w hotelu, dostała krwotoku z nosa i ostatecznie zemdlała. Do momentu przybycia ratowników medycznych, nastąpiło zatrzymanie akcji serca przez 9 minut.
Lekarz, pan Danbury, przyznaje, że tej śmierci można było uniknąć. Gdyby Ana przyjęła antybiotyki dzień lub dwa przed śmiercią, 19 grudnia nie doszłoby do zatrzymania akcji serca.
Uważam, że doustne antybiotyki 18. grudnia wystarczyłyby, aby spowolnić postęp choroby - powiedział dr Danbury.
Dopóki nie zachorowała, Ana była uważana za zdrową i wysportowaną dziewczynę. Śledztwo w tej sprawie trwa do tej pory.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.