Przypomnijmy, że pasażerowie linii Enter Air mieli wylecieć w niedzielę (30.06) z Warszawy do tureckiej Antalai. Zgodnie z planem samolot ruszył z Warszawy o godzinie 19:45.
Niedługo później lot nr ENT 4221 wylądował awaryjnie na lotnisku we Wrocławiu. Pasażerowie byli pozostawieni sami sobie. Spędzili noc w holu portu lotniczego, bez możliwości zakupu pożywienia. Nie mogli bowiem opuścić terenu lotniska, a tamtejsze sklepy były zamknięte.
W rozmowie z o2.pl podróżni skarżyli się, że linie lotnicze i organizujące wycieczkę biuro podróży Coral Travel nie zainteresowały się ich sprawą. Dodajmy, że biuro do czwartku (04.07) nie zabrało głosu w sprawie. Kontaktowaliśmy się z działem PR firmy, sekretariatem i wysyłaliśmy maile do różnych działów - bezskutecznie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Spaliśmy na walizkach. Dzieci płakały, że są głodne i zmęczone. Firma nie zapewniła nam jedzenia, wody, nie mieliśmy gdzie spać. Zostaliśmy pozostawieni sami sobie - mówił nam Paweł Graczyk, pasażer lotu.
Enter Air wysłało swoje oświadczenie. Firma pierwotnie stwierdziła, że "samolot musiał międzylądować we Wrocławiu ze względu na ograniczenia czasu pracy i konieczność podmiany załogi i po tej operacji zgodnie z planem kontynuować lot do Antalyi". Co więcej, samolot miał podczas lądowania ulec uszkodzeniu.
Podczas lądowania doszło do uszkodzenia hamulców, których naprawę przeprowadza słowacki operator lotu - informowali nas wtedy przedstawiciele linii lotniczych, podkreślając, że pasażerowie "mają prawo do reklamowania tego przelotu wg standardowej procedury".
Linie zmieniają narrację. Awarii już nie było?
Linie lotnicze próbują uniknąć odpowiedzialności? Tak twierdzą pasażerowie feralnego lotu ENT 4221, którzy domagają się odszkodowania. Po wypełnieniu formularzy reklamacyjnych, Enter Air poinformował turystów, że nie mają prawa do zwrotu środków za opóźnienia. Dlaczego?
Czytaj także: "Znów odnaleziony w Polsce". Akcja niemieckiej policji
Twój lot do miasta Antalaya niestety nie kwalifikuje się do odszkodowania. Na Twój lot wpłynął strajk pracowników lotniska. Wygląda na to, że Twój lot został zakłócony w wyniku strajku personelu naziemnego lotniska - przeczytali zdumieni i zdenerwowani pasażerowie.
Pasażerowie przeczytali też, że "opóźnienia wynikają z nieprzewidzianych, nadzwyczajnych okoliczności" i "linie lotnicze nie są zobowiązane do wypłacania odszkodowania". Tłumaczenie jest diametralnie inne w stosunku do oświadczenia przesłanego nam kilka dni wcześniej.
Turyści czują się oszukani. W ich opinii nie dość, że "nikt nie wyciągnął do nich ręki w czasie koczowania na lotnisku, to jeszcze teraz wszyscy umywają ręce i unikają odpowiedzialności".
Czytaj także: Nowe nagranie. Zachowanie Joe Bidena zwróciło uwagę
Sprawdziliśmy, że rzeczywiście podczas lotu doszło do strajku na lotnisku w Antalai. Dlaczego jednak zmieniono oficjalny powód opóźnienia lotu? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi, bo linie lotnicze do momentu publikacji tekstu nie zdecydowały się na przesłanie nam swojego stanowiska. Opublikujemy je po jego otrzymaniu.
Ekspertka: sprawa jest niejednoznaczna
Adwokat Sonia Konieczniak, która zajmuje się sprawami odszkodowań lotniczych, uważa, że "sprawa nie jest jednoznaczna". Prawniczka twierdzi, że linie lotnicze mogą próbować wykorzystać sytuację.
Tutaj sprawa jest niejednoznaczna. Przede wszystkim, jeżeli informacja o strajku była znana, samolot nie powinien wystartować z Warszawy. Istotna jest więc realna, pierwotna przyczyna opóźnienia lotu. W przypadku, gdy pasażerowie nie dojdą do porozumienia z linią lotniczą, sprawę może rozstrzygnąć sąd - tłumaczy nam Konieczniak.
W przypadku, gdyby Enter Air udowodnił, że pierwotna przyczyna opóźnienia lotu wynikała ze strajku, to pasażerowie nie mieliby prawa do odszkodowania.
Jeżeli powodem opóźnienia lub odwołania lotu jest strajk obsługi lotniska lub kontrolerów lotu, odszkodowanie co do zasady pasażerom nie przysługuje. To przyczyna niezależna, a linia lotnicza nie może za nią odpowiadać. Gdyby strajk dotyczył pracowników linii, wtedy odszkodowanie przysługuje - tłumaczy ekspertka.
Warto dodać jednak, że według Soni Konieczniak "niezależnie od przyczyny zakłócenia rejsu, przewoźnik powinien zapewnić oczekującym pasażerom napoje, posiłki i nocleg". Tego w tym przypadku zabrakło.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl