Afryka wciąż zmaga się z epidemią eboli. W Demokratycznej Republice Konga do szpitala trafiają codziennie kolejni pacjenci. Z każdym kolejnym przypadkiem, naukowcy obawiają się, że mogą mieć do czynienia z "pacjentem zero" nowej choroby.
Mamy infekcje, które wyglądają bardzo podobnie do eboli, ale kiedy przeprowadzamy testy, ich wynik jest negatywny – powiedział na łamach CNN główny lekarz w kongijskiej miejscowości Ingende, dr Christian Bompalanga.
Podejrzane przypadki eboli. Lekarze obawiają się nowego wirusa
Na oddziale izolacyjnym przebywa kobieta z gorączką krwotoczną. Choruje już od dłuższego czasu. Lekarzom wciąż jednak nie udało się postawić jednoznacznej diagnozy.
Musimy przeprowadzić dodatkowe badania, aby stwierdzić, co się tak naprawdę dzieje. W tej chwili mamy kilka podejrzanych przypadków – dodaje Bompalanga, cytowany przez CNN.
Nowe zagrożenie epidemiczne. Wirusy pochodzenia zwierzęcego
Eksperci twierdzą, że rosnąca liczba pojawiających się wirusów jest w dużej mierze wynikiem niszczenia środowiska naturalnego. Ludzie mają bowiem kontakt z patogenami, które wcześniej funkcjonowały tylko wśród zwierząt. Zdaniem naukowców nowa pandemia to tylko kwestia czasu.
Konsekwencje nowej pandemii mogą być katastrofalne. Pokazał to COVID-19, ebola zaś udowodniła. Jak twierdzą badacze, w kontekście nowej choroby nie należy stawiać pytania "czy", a raczej "kiedy".
Rozwiązanie jest jasne. Należy chronić lasy, aby chronić ludzkość. Matka natura ma w swojej zbrojowni śmiercionośną broń – podkreślają dziennikarze CNN.
Od czasu zidentyfikowanej w 1901 roku żółtej febry, naukowcy odkryli co najmniej 200 innych wirusów pochodzenia zwierzęcego, powodujących choroby u ludzi. Według badań epidemiologa chorób zakaźnych na Uniwersytecie w Edynburgu Marka Woolhouse'a, nowe rodzaje wirusów są odkrywane w tempie od trzech do czterech rocznie. Większość z nich pochodzi właśnie od zwierząt.
Czytaj także: Plotka z Wuhan. Całe Chiny o tym trąbią
Obejrzyj także: Nietoperze jak inkubatory. Są odporne na groźne wirusy