W miniony piątek doszło do pożaru centrum handlowego w Chimkach na przedmieściach Moskwy, a teraz, w poniedziałek 12 grudnia, ogniem zajęło się centrum handlowe Strojpark. Nagrania pokazujące płonący budynek świadkowie opublikowali w internecie. Przyczyny pożaru nie są na razie znane. Mogła to być zwykła awaria, np. instalacji elektrycznej, mogło być podpalenie przestępcze, mogła być to wreszcie akcja dywersyjna Ukraińców.
Gdyby okazało się, że to dywersja, do zwykłych strat rzeczowych doszłyby jeszcze straty wizerunkowe. O ile pożar samego centrum handlowego może nie jest najpoważniejszym z rosyjskich kłopotów, o tyle uderzenie Ukraińców w tym konkretnym mieście byłoby zagraniem na nosie Rosji i Federalnej Służby Bezpieczeństwa.
Czytaj też: Pożar w centrum Moskwy. Podano liczbę ofiar
Bałaszycha była bowiem od 1969 roku ważnym miejscem dla rosyjskich służb. Do 1993 r. - czyli dwa lata po rozpadzie Związku Sowieckiego - w ośrodku w Bałaszysze funkcjonował ośrodek szkolenia KGB. I to nie byle jaki - kształcili się tam funkcjonariusze... grup dywersyjnych KGB.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bałaszycha - szkoła dywersantów
W 1969 r. zapadła w Wyższej Szkole KGB (służba miała kilkanaście ośrodków kształcenia funkcjonariuszy) decyzja o utworzeniu kursu dla oficerów. Zajęcia prowadzono w ramach doskonalenia działań z zakresów operacyjnych i dywersyjnych. Szkolili się tam funkcjonariusze grup operacyjno-bojowych KGB, którzy mieli być przygotowywani do działań w razie zagrożenia państwa czy na tyłach wrogich ugrupowań wojskowych.
Kurs zaczął funkcjonować w 1970 r. Co roku uczestniczyło w nim około 60 osób. Program trwającego siedem miesięcy szkolenia obejmował kompleks dyscyplin, mających na celu wszechstronne przygotowanie dowódcy grupy operacyjno-bojowej (oddziału rozpoznawczo-sabotażowego). Kursanci przechodzili szkolenia podnoszące ich zdolności fizyczne, działania z prowadzenia ognia, szkolenia lotnicze i górskie. Uczono ich także walki wręcz, tajników infiltracji obiektów czy łączności specjalnej.
Kształcono kandydatów także pod kątem taktyki specjalnej, rozminowywania, topografii, rozpoznania (zwiadu) czy z zakresu wojny partyzanckiej. Absolwenci tego kursu zdobywali w grudniu 1979 r. pałac prezydenta Afganistanu Hafizullaha Amina. Podczas tej operacji zginął także pierwszy szef kursu płk Grigorij Bojarinow. Gdy w 1993 r. rozwiązano kurs, zniszczona miała zostać biblioteka jednostki.
"Za dużo przypadków"
Uderzenie w mieście, w którym funkcjonowała dawna szkoła dywersantów KGB, byłoby więc zagraniem Rosjanom na nosie i pokazaniem, że ukraińskie możliwości są pod tym względem naprawdę wysokie.
Były analityk Agencji Wywiadu mjr Robert Cheda wskazuje, że palą się obiekty w dużych miastach, często także obiekty przemysłowe. A Bałaszycha to miasto, w którym znajduje się nie tylko wiele inżynieryjnych ośrodków naukowych, pracujących na potrzeby rosyjskiego wojska i MSW, ale także ważny lotniczy węzeł transportowy. Tam mają swoje centrum rosyjskie wojska powietrzno-kosmiczne czy podległa FSB jednostka specjalna "Wympieł".
Oczywiście, można założyć, że to zwykłe uszkodzenie czy awaria techniczna, ale takich przypadków jest zwyczajnie za dużo. Chyba że to wynika z embarga na towary z Zachodu. Problemy mają nawet z serwisem urządzeń klimatyzacyjnych. W ubiegłym tygodniu paliło się choćby centrum handlowe w Chimkach. Możemy mieć do czynienia także z celowymi podpaleniami właścicielskimi. Po prostu dla wyłudzeń odszkodowań, bo w Moskwie obłożenie powierzchni centrów handlowych sięga zaledwie ok. 30 proc., a koszty są ogromne. No i nie można zapomnieć o wątku dywersji Ukraińców, która jak najbardziej byłaby możliwa - mówi w rozmowie z o2.pl oficer.
Dodaje, że tego rodzaju działania - niszczenie infrastruktury zaopatrzeniowej - to problem polityczny nie tylko dla Putina, ale także dla ludności cywilnej. Pogarsza to bowiem nastroje społeczne. A przecież, jak przypomina mjr Cheda, u podstaw rewolucji październikowej legła także kondycja rosyjskiego społeczeństwa, wywołana biedą i problemami z zaopatrzeniem.
Moskwa to oficjalnie 12 mln ludzi. Faktycznie pewnie z 5 mln więcej. Dochodzą do tego ogromne rzesze migrantów. Gdyby dobrze sterować nastrojami rosyjskiej ludności, łatwo byłoby wywołać nastroje antyimigranckie czy wręcz rozruchy. Szatański plan, ale nie niemożliwy do realizacji dla Ukraińców przecież - konkluduje mjr Cheda.