Do historii przeszła jako wyjątkowo aktywna tajna agentka, współpracująca równolegle z wywiadami niemieckim i francuskim (a według niektórych również rosyjskim). Duszę zaprzedała Niemcom jesienią 1915 roku za 20 tysięcy franków – taką kwotę przyjęła od Karla Kramera, szefa wywiadu w Amsterdamie. Niespełna rok później, również powodowana najprawdopodobniej pobudkami materialnymi, przyjęła propozycję współpracy od Georgesa Ladoux, szefa francuskiego kontrwywiadu. Odtąd robiła zawrotną karierę, działając pod kryptonimem H-21 „na dwa fronty”.
Ile w tym prawdy? Cóż, współcześni badacze są w zasadzie zgodni, że o ile w ogóle można ją nazwać szpiegiem, to raczej marnym i nieudolnym. Wbrew temu, co mówiono o niej przez lata, nie zdążyła "nabroić" – nie przekazała żadnych istotnych informacji, ani nie dopuściła się brzemiennej w skutki zdrady. Świat zapewne nigdy by o niej nie usłyszał, gdyby nie fakt, że zanim zabrała się do szpiegowania, Margaretha Geertruida MacLeod (z domu Zelle) zarabiała na swój wystawny styl życia zgoła innym zajęciem. Pod pseudonimem Mata Hari (z malajskiego: Oko Dnia) występowała jako tancerka egzotyczna – i przede wszystkim erotyczna – oraz… kurtyzana.
Tancerka niepotrafiąca tańczyć
Od najmłodszych lat urodzona w 1876 roku w Holandii Margaretha miała tendencję do wplątywania się w skandale. Jako nastolatka wdała się w romans z dwukrotnie od niej starszym mężczyzną, dyrektorem szkoły dla dziewcząt, do której uczęszczała. Później niezbyt szczęśliwie wyszła za mąż za oficera, Rudolfa MacLeoda służącego w Indiach Holenderskich. Para doczekała się dwójki dzieci – córki i syna, który zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach, być może zamordowany przez opiekunkę. Śmierć dziecka przypieczętowała losy niedobranego małżeństwa.
Po powrocie do Holandii w 1902 roku Margaretha porzuciła męża i ruszyła szukać szczęścia gdzie indziej. Jak sama wyznawała: "Myślałam, że wszystkie kobiety, które chcą uciec od męża, jadą do Paryża”, dlatego właśnie tam skierowała swe kroki. Na jej "nowym początku" cieniem położyła się jednak kolejna osobista tragedia – Rudolf podstępem odebrał jej córkę; spotkały się potem tylko raz, lecz dziewczynka już jej nie poznała.
Od tego momentu historia najsłynniejszej podwójnej agentki w dziejach zaczęła nabierać rumieńców. Dobiegająca trzydziestki, samotna, pochodząca z obcego kraju kobieta we francuskiej stolicy nie miała łatwego startu. Marzyła o pracy modelki, lecz w pracowniach malarskich słyszała tylko kolejne odmowy. W końcu, by uniknąć śmierci z głodu, postanowiła nieco zmienić obszar "zainteresowań".
W lutym 1905 roku po raz pierwszy stanęła na scenie jako egzotyczna Mata Hari. Później przyznawała: "Nigdy nie umiałam dobrze tańczyć. Ludzie przychodzili mnie oglądać, bo pierwsza miałam odwagę publicznie pokazać się nago" – i miała przy tym sporo racji. Co nie zmienia faktu, że prasa szybko ogłosiła ją "nową Wenus", a do jej sypialni ustawiła się kolejka przepełnionych pożądaniem mężczyzn.
Wśród jej kochanków byli ministrowie francuskiego rządku, ambasadorowie i liczni oficerzy, którzy hojną ręką łożyli na utrzymanie pięknej tancerki. Przez kilka lat Margaretha wiodła dokładnie takie życie, o jakim marzyła od dziecka – w przepychu i bogactwie. Ale ta bajka nie mogła trwać wiecznie – w 1912 roku wraz z modą na Orient zakończyła się kariera Maty Hari. Rozchwytywana dotąd tancerka musiała ponownie zmienić branżę. Została kurtyzaną.
Cel uświęca środki
Jako kobieta do wynajęcia nie traciła nadziei na poprawę losu. I kiedy na początku 1914 roku podpisała kontrakt na występy w Metropolitan w Berlinie, wydawało się, że w końcu będzie mogła zamknąć "przygodę" z prostytucją, jednak wojna pokrzyżowała jej plany. Po raz kolejny Margaretha musiała szukać nowego źródła zarobku – i wkrótce je znalazła w osobie Karla Kromera.
Kwota za prowadzenie intymnych rozmów i wyciąganie informacji od francuskich oficerów może nie była szczególnie wygórowana, jednak dla zubożałej gwiazdy stanowiła "być albo nie być". Dodatkowo pociągała ją zapewne romantyczna wizja pracy w charakterze ekskluzywnego szpiega w spódnicy. Wszak sama przez całe dorosłe życie bardzo dbała o podtrzymywanie atmosfery tajemniczości wokół własnej osoby. A odgrywanie roli tajnej agentki świetnie się do tego celu nadawało. Prawdopodobnie dlatego pozwalała sobie na niedwuznaczne komentarze, które podczas potraktowano jako przyznanie się do winy:
Niech pan wie, że gdybym w tym czasie znalazła sposobność, by się przespać z ambasadorem Niemiec, zrobiłabym to. Takimi środkami, a nie wypytując skromnych urzędników, osiąga się wielkie rzeczy…
Potrafiła też z właściwą sobie niefrasobliwością stwierdzić:
Kocham oficerów. Zawsze wolałam być kochanką biednego oficera niż bogatego bankiera. Spanie z nimi to moja największa przyjemność, ponieważ wtedy nie muszę myśleć o pieniądzach. Lubię też czynić porównania pomiędzy różnymi narodowościami.
To właśnie między innymi takie deklaracje miały ją zaprowadzić przed pluton egzekucyjny.
Czytaj także: Bez tych kobiet Armia Krajowa nie przetrwałaby nawet tygodnia. Wykonywały najbardziej niebezpieczną pracę
Kozioł ofiarny
Choć główna zainteresowana wówczas jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy, jej los był przesądzony już w momencie aresztowania w lutym 1917 roku. Prowadzący śledztwo od samego początku nie mieli wątpliwości co do odpowiedzialności kobiety za zarzucaną jej zbrodnię szpiegostwa, czym miała doprowadzić do śmierci tysięcy żołnierzy na frontach. Sędzia Pierre Bouchardon, przewodzący rozprawie, napisze później o Macie:
Kocia, giętka, nieszczera, nawykła do igrania wszystkim i wszystkimi bez skrupułów (…) była urodzonym szpiegiem, i to się rzucało w oczy… Przepuszczała pieniądze w takim tempie, że często jej ich brakowało. Odwiedzała wtedy domy schadzek. (…) Liczyła sobie zresztą stawki zaporowe, pięćdziesiąt ludwików za numer. I choć nawiedzała kilka domów, wmawiała każdej z szefowych, że ma ona wyłączność na jej osobę.
Z perspektywy czasu wydaje się, że główny problem polegał na tym, iż Margaretha ze swoją swobodą obyczajową, naiwnością oraz skłonnością do konfabulacji nie mieściła się w moralnych ramach epoki. Opinię publiczną bardziej niż jej rzekoma zdrada interesowało to, jak źle się prowadziła…
Gdy śledztwo w jej sprawie zostało zakończone i informacje na temat Maty Hari trafiły do gazet, na piękną tancerkę zaczęła się regularna nagonka. Dziennikarz „L’Humanité” stwierdził na przykład, że trzeba ukarać szpiegówę, a za zdradę powinna ona zapłacić krwią. Plotkowano, że z Hiszpanii przywiozła chorobę neapolitańską (czyli po prostu kiłę), ma na sumieniu wybicie pięciu lub dziesięciu dywizji, a w więzieniu uwodzi strażników i korzysta ze specjalnych przywilejów (m.in. kąpie się w mleku).
Głosy rozsądku, takie jak wypowiedź reportera "Le Bonnet rouge", który wprost stwierdził:
"Mata Hari szpiegiem? Nie wydaje się to wcale możliwe. Nie była stworzona do odegrania takiej roli" ginęły w lawinie nonsensów. Wyrok już zapadł – na długo przed procesem.
„To niemożliwe, to niemożliwe”
W lipcu 1917 roku Mata Hari stanęła przed sądem i po zaledwie dwudniowej rozprawie uznano ją winną. Chociaż nie istniały żadne niezbite dowody na wywiadowczą działalność, o którą ją oskarżano, a jeśli faktycznie zdradziła jakieś informacje, to nieświadomie – i niezbyt istotne, została okrzyknięta największym szpiegiem stulecia. Piętnastego października o świcie stanęła przed plutonem egzekucyjnym, wystrojona jak zawsze. Profesor Rafał Habielski opowiada:
Po straceniu zaczyna wieść nowe życie, pozagrobowe. Jest bohaterką powieści, romansów, filmów. W niektórych przedstawiana jako postać tragiczna, staje się produktem masowej wyobraźni. Nadaje się do tego znakomicie, owiana pewną dozą tajemniczości. Kobieta szpieg, skazana na śmierć w procesie, który trwał zaledwie dwa dni.
Czytaj także: Polski sąd wysłał Żyda za kraty, bo ośmielił się skrytykować Adolfa Hitlera. To się naprawdę zdarzyło
Prawda jest taka, że nawet jeśli Mata Hari we własnym mniemaniu była szpiegiem, to nie była szpiegiem zbyt dobrym. Stała się raczej marionetką w rękach mężczyzn, którzy wykorzystując jej łatwowierność i romantyczne tęsknoty, uczynili z niej narzędzie do realizacji własnych celów. Po części miała też zwyczajnego pecha i dała się porwać mrzonkom o karierze tajnej agentki. Phillippe Collas komentuje:
Bouchardon i Mornet [oskarżyciel w procesie – przyp. M.P.] mogą się zdawać okropni, ale blisko stulecie później nowe elementy, o których oni nie wiedzieli, potwierdzają ich podstawowe przekonanie: Mata grała bardzo dziwną rolę i nazbyt igrając z ogniem, w końcu w nim spłonęła (…).
Bez względu na wszelkie manipulacje (a Bóg widzi, że było ich wiele) nic nie zmieni tego straszliwego faktu: winna w świetle prawa, niewinna w świetle sprawiedliwości. Mata, wielka heroina, kobieta wyzwolona, jest pierwszą kobietą XX wieku zabitą przez mężczyzn wieku XIX.
Maria Procner - Redaktor i publicystka, autorka tekstów popularnonaukowych. Absolwentka dziennikarstwa i psychologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Była redaktor prowadząca magazynów „Świat Wiedzy Historia”, „Świat Wiedzy Ludzie” oraz „Świat Wiedzy Sekrety Medycyny”.
Zobacz także: Ujawnili je 17 lat temu. Szpiegowskie zdjęcia zdradziły wstrząsającą prawdę