Scenariusz jednej z największych tego typu katastrof w dziejach przedstawiał się w tym kontekście wręcz podręcznikowo.
Rzecz miała miejsce 16 kwietnia 1947 roku w porcie Texas City w USA. Na zacumowany w porcie francuski statek Grandcamp ładowano ogromne ilości saletry amonowej. Miała zostać wysłana drogą morską do Europy, by wspomóc tamtejszą gospodarkę, wyniszczoną podczas II Wojny Światowej.
Skandaliczne zaniedbania
Jak łatwo się domyślić, wspomniany statek nigdy nie dotarł do celu, ba! Nie wypłynął nawet z amerykańskiego portu.
Czytaj także: Przełom w walce z glejakiem. Ma "piętę achillesową"
Najprawdopodobniej już podczas produkcji azotanu amonu w fabrykach w Nebrasce i Iowa doszło do poważnych zaniedbań podstawowych zasad bezpieczeństwa. Saletra amonowa była wówczas mieszana m.in. z gliną, parafiną, wazeliną oraz kalafonią. Miało to zapobiec zawilgoceniu saletry. Następnie mieszanka była pakowana w papierowe worki i zmagazynowana w wagonach kolejowych. Na tym etapie doszło do wyjątkowych błędów, ponieważ worki były za słabe i podczas załadunku rozdzierały się, co potwierdzali w zeznaniach pracownicy portu w Texas City. Ponadto, podczas transportu kolejowego towar był wystawiony na wysoką temperaturę, co doprowadziło do zaktywizowania chemicznego azotanu amonu (jednego z głównych składników saletry).
Kolejne etapy załadunku towaru na statki były ciągiem wyjątkowej bezmyślności ludzkiej. Przez problemy w dostarczaniu saletry, dokerzy musieli czekać godzinę na otwarcie portu. W tym czasie, na workach z wybuchową saletrą amonową robotnicy palili tytoń w lukach ładowni. Nikt z kierowników nie zwrócił im na to wówczas uwagi. Na skutki takiego zaniedbania nie trzeba było długo czekać. Już wcześniej aktywny chemicznie związek otrzymał kolejną dawkę temperatury, przez co po godzinie 8.00 rano w ładowniach statku Grandcamp pojawił się dym i ogień. Według prowadzących śledztwo po katastrofie główną przyczyną pożaru miał być niedopałek papierosa pozostawiony w jednej z ładowni. Nie wykluczano również celowego działania.
W ciągu kolejnych minut od zauważenia pożaru wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Nastąpiła reakcja łańcuchowa.
Próby ugaszenia pożaru woda przez straż pożarną spełzły na niczym. Woda zamieniała się w parę wodną, zanim jeszcze docierała do miejsca pożaru. Zgromadzeni na terenie portu gapie zwracali uwagę, że w pewnym momencie woda wokół statku zaczęła parować. Z kolei para wodna przyspieszała reakcje chemiczne wewnątrz ładowni statku. Ponadto na statku zaczęły eksplodować transportowane przy okazji ładunki amunicji.
Piorunująca katastrofa
Jednakże to właśnie użycie pary wodnej pod ciśnieniem było bezpośrednią przyczyną największej w historii Stanów Zjednoczonych eksplozji o nienuklearnym pochodzeniu (jeśli pominąć wszelkie próby jądrowe przeprowadzone na przestrzeni dziejów na terytorium USA, opisywana katastrofa nie ma precedensu). Eksplozja nastąpiła natychmiast. Oblicza się, że miała moc 1/5 bomby atomowej zrzuconej kilka lat wcześniej na Hiroszimę. Siła wybuchu była więc olbrzymia.
W mgnieniu oka śmierć poniosło kilkaset osób, a tysiące zostało rannych. Wytworzyła się ponadto niewielka fala tsunami, która zmyła z nadbrzeża gapiów, większość z nich zabijając na miejscu. Pod wpływem wybuchu eksplodowały również rafinerie ropy wybudowane w porcie. To było piekło.
Katastrofa była tak olbrzymia, że w mieście Galveston, 16 kilometrów od Texas City fala uderzeniowa poprzewracała ludzi na ulicach, w Houston, 60 km od epicentrum posypały się szyby z okien, a w odległej o 400 km Luizjanie odnotowano lekkie wstrząsy.
W wyniku eksplozji w powietrze wyrzuconych zostało ponad 6 tysięcy ton metalowych odłamków. Niektóre z nich miały poruszać się z naddźwiękową prędkością. 2-tonowa kotwica z Grandcampa została znaleziona prawie 3 kilometry od portu. Inna, pięciotonowa kotwica przeleciała ponad 800 metrów.
Nie był to niestety koniec tragedii. W porcie stacjonowały wtedy inne statki, w tym High Flyer załadowany kilkoma setkami ton saletry, który po kilku godzinach od wybuchu Grandcampa również eksplodował, zatapiając inne statki. Powiedzieć, że skala katastrofy była piorunująca, to jak nie powiedzieć nic. Tamtego poranka w Texas City otwarły się przedsionka piekła.
Tragiczny bilans
Oficjalna liczba 581 ofiar (z czego nie zidentyfikowano kilkadziesiąt) mogła być znacznie wyższa, bowiem spekuluje się o możliwości przebywania w porcie nielegalnych imigrantów i marynarzy oraz podróżnych. Rannych zostało ponad 5000 osób, a całe nadbrzeże doszczętnie zniszczone. 500 domów zostało zrównanych z ziemią, a wiele innych było poważnie uszkodzonych, co doprowadziło do tego, że kilka tysięcy osób straciło dach nad głową. W samym porcie wszystkie zakłady zostały obrócone w gruzy. Oprócz tego zniszczonych zostało ponad tysiąc pojazdów oraz prawie 400 wagonów kolejowych. Straty opiewały na setki milionów dolarów.
Jednakże nie był to koniec dramatycznego bilansu. Spadające płonące odłamki były przyczyną wielu pożarów, w tym rafinerii i fabryk chemikaliów. Kłęby czarnego i gęstego dymu przez wiele dni osadzały się na okolicznych miastach, powodując kolejne straty i zagrażając zdrowiu oraz życiu mieszkańców.
Czytaj także: 351 osób zarażonych koronawirusem. Wszystko przez wesela
Była to też największa strażacka tragedia w Stanach Zjednoczonych, w której śmierć poniosło 28 strażaków, z czego 27 przebywało na pokładzie Grandcape podczas eksplozji.
Oprócz niewyobrażalnej ludzkiej tragedii skutkiem wybuchu były setki spraw sądowych, z których w historii prawa USA zapisał się szczególnie zbiorowy pozew przeciwko Stanom Zjednoczonym, w którym oskarżano państwo za zaniedbania w funkcjonowaniu 168 firm, zajmujących się produkcją, przechowywaniem, transportowaniem i oznakowywaniem azotanu amonu. Do tego w pozwie zarzucano krajowi poważne uchybienia w zapewnianiu bezpieczeństwa pracy przy niebezpiecznych materiałach.
Federalny Sąd Apelacyjny oddalił jednak powyższe zarzuty. Pomimo wielu kontrowersji krążących wokół tego werdyktu, pod koniec lat 50-tych rząd wypłacił prawie półtora tysiąca odszkodowań, obejmujących sumę blisko 20 milionów dolarów.
Odszkodowania, nawet najwyższe, nie mogły jednak wynagrodzić śmierci niewinnych ludzi. Tragedia w Texas City jest rażącym przykładem ludzkiej głupoty i pazerności, niestety ludzkość rzadko kiedy wyciąga z serwowanych jej lekcji właściwe wnioski, stąd w historii wielokrotnie powtórzyły się inne tego typu tragedie, z awarią w Czarnobylu jako sztandarowym tego przykładem. Niestety, nic nie wskazuje też na to, że w przyszłości nie będziemy musieli się zmierzać z kolejnymi katastrofami.
Bibliografia:
1. Lienhard J.H., The Texas City Disaster, w: www.uh.edu
2. Hundreds killed, thousands injured in Texas City dis aster of 1947, w: www.abc13.com
3. The Texas City Disaster, w: Hazmat History, National Hazardous Materials Fusion Center (www.iafc.org)
4. 1947 Texas City Disaster, w: www.texascity-library.org
Filip Bogaczyk - Historyk, absolwent UAM w Poznaniu, pasjonat muzyki metalowej i rockowej, autor książki "Zetrzyj krew i graj dalej - historia zespołu Turbo".
Spodobał Ci się artykuł? Zobacz również: Bhopal – katastrofa, od której świat odwrócił wzrok, a jej skutki były tragiczniejsze niż Czarnobyl
Zobacz także: Najpotężniejszy rozbłysk gamma w historii. Potwierdza ogólną teorię względności
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.