NASA chce zacząć działać jak najszybciej. Naukowcy pracujący dla agencji twierdzą, że jedynym sposobem, by zapobiec globalnej katastrofie jest natychmiastowe schłodzenie superwulkanu. W tym celu chcą wykonać odwiert na głębokość 10 km.
Do tak głębokiej dziury ma zostać poprowadzony specjalny rurociąg. Instalacja ma pozwolić na wtłoczenie pod ogromnym ciśnieniem wielkich ilości wody wgłąb wulkanu. Chłodzenie go od wewnątrz to jedyna nadzieja na uśpienie giganta.
Inwestycja pochłonie majątek. Szacuje się, że jej wartość może sięgnąć nawet 3,5 mld dolarów. To jednak tylko jeden z problemów związanych z pomysłem NASA. Problem w tym, że taka próba schłodzenia jest bardzo ryzykowna i równie dobrze może przynieść efekt odwrotny od zamierzonego.
Już samo wiercenie w wulkanie może przyspieszyć jego erupcję. Nie wiadomo też, jak się zachowa, gdy zaczniemy do niego pompować wodę - mówi Brian Wilcox, współpracownik NASA.
Superwulkan budzi się do życia. Już jakiś czas temu naukowcy ostrzegali przed jego aktywnością. W Parku Narodowym Yellowstone dochodzi do ok. 500 drobnych trzęsień ziemi tygodniowo.
Erupcja tak wielkiego wulkanu mogłaby także wpłynąć na atmosferę całej Ziemi. Trudno dokładnie przewidzieć jej skutki, ale zmiany klimatyczne mogłyby na kolejnych kilkadziesiąt lat zamienić połowę świata w "krainę wiecznej zimy".
Jedną z największych dotychczasowych erupcji jest wybuch wulkanu Tambora w Indonezji. W 1815 r. w powietrze wyleciało tam 140 mld ton pyłów i skał, pozostawiając po sobie zagłębienie o głębokości 600 m i średnicy kilku kilometrów. Skutki było czuć na całym świecie, czyniąc rok 1816 "rokiem bez lata", kiedy nawet w czerwcu w USA notowano ujemne temperatury, a w Europie powodując największy głód XIX w.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.