W lipcu ubiegłego roku odbył się szczyt NATO, na którym kraje paktu przyjęły plany operacyjne, które zakładały utworzenie sił szybkiego reagowania, liczący co najmniej 300 żołnierzy. Planowano także rozmieszczenie na wschodniej flance NATO dodatkowych jednostek. W obliczu zagrożenia ze strony Rosji opracowano również "korytarze lądowe", które umożliwią przerzucenie amerykańskich żołnierzy i sprzętu wojskowego na front.
Jeśli dojdzie do ataku Rosji, na którekolwiek z państw sojuszu, amerykańskie wojsko trafi do jednego z europejskich portów, a następnie ruszą jedną z zaplanowanych tras na front. Podstawowe plany zakładają, że wojskowi z USA wylądują w Holandii, skąd koleją będą przewożeni przez Niemcy do Polski.
Jak wskazuje "Rzeczpospolita", sojusz przygotowany jest na różne scenariusze. W przypadku zniszczenia portów w północnej Europejskich przez wroga NATO będzie korzystało z portów zlokalizowanych w krajach południowoeuropejskich jak Włochy, Grecja i Turcja. Z włoskich portów amerykańscy żołnierze drogą lądową kierowaliby się przez Słowenię i Chorwację na graniczące z Ukrainą Węgry.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Plany NATO zakładają także transport amerykańskich wojskowych z portów zlokalizowanych w Turcji i Grecji, skąd przez Bułgarię i Rumunię trafią na wschodnią flankę sojuszu. "Korytarze lądowe" zostały opracowane również dla portów znajdujących się na Bałkanach i w krajach skandynawskich.
Czytaj też: Przełom w Ukrainie? Niemiecki generał wskazuje
NATO wytypowało najbardziej zagrożone porty i najsłabszy punkt
W ostatnich latach połączone natowskie dowództwo logistyczne JSEC (Joint Support and Enabling Command) prowadziło przegląd potencjalnych "korytarzy lądowych", które mogłyby zostać wykorzystane po potencjalnym ataku na Rosję. W trakcie przeglądu wytypowano najbardziej narażone na atak porty w północnej części Europy.
Wśród portów, które mogą być celem rosyjskich ataków rakietowych są te zlokalizowane w Niemczech, Holandii, a także w krajach bałtyckich. Kluczowym problemem jest także brak wystarczającej ilości systemów obrony powietrznej.
Sojusz atlantycki ma ledwie 5 procent systemów obrony przeciwlotniczej potrzebnych do obrony aliantów z Europy Wschodniej przed potencjalnym atakiem Rosji — powiedział w rozmowie z "Financial Times" wysokiej rangi dyplomata NATO.