Epidemiolodzy twierdzą, że wiedzą, co może wywołać kolejną pandemię, podobną do tej, jaką spowodował koronawirus. Choć potencjalnych zagrożeń jest wiele, to jedną z najbardziej prawdopodobnych jest "śmiertelny grzyb", którego nazwa po łacinie brzmi Candida auris.
Epidemiolog genomowy Johannę Rhodes z Imperial College London twierdzi, że grzyb ten to niemal "doskonały patogen". Grzyb wywołuje ciężką infekcję, którą ciężko wyleczyć lekami. Jest on na nie odporny.
Jedną z rzeczy, która sprawia, że Candida auris jest tak przerażająca, jest fakt, że może utrzymywać się na nieożywionych powierzchniach przez długi czas. I może przetrwać właściwie wszystko - mówi dla New Scientist dr Rhodes.
To, jak bardzo niebezpieczny jest ten grzyb, potwierdza sytuacja z 2018 roku, która miała miejsce w jednym z hiszpańskich szpitali. Do placówki trafiło 372 zarażonych pacjentów. U 85 z nich pojawiły się ciężkie objawy zachorowania.
Jak przekazuje placówka, aż 41 proc. pacjentów, u których odnotowano ciężki przebieg infekcji, zmarło w ciągu miesiąca. To niemal 10 proc. wszystkich chorych.
Inny przypadek to pacjent, u którego zidentyfikowano występowanie grzyba w brooklyńskim oddziale szpitala Mount Sinai. Kiedy wyzdrowiał, personel nie był w stanie zlikwidować grzyba. Pomogło dopiero wyburzenie pokoju. Grzyb bowiem znajdował się wszędzie i nie dało się go wytępić, przez co istniało ryzyko kolejnych zakażeń.
Grzyb był wszędzie - na ścianach, łóżku, drzwiach, zasłonach, telefonach, zlewie, białej tablicy, słupach i pompach. Materac, poręcze łóżka, otwory na kanistry, rolety okienne, sufit - wszystko w pokoju miało na sobie grzyba - mówił dr Scott Lorin, prezes szpitala Mount Sinai, w wywiadzie dla "New York Timesa".